Jest wiele powodów, dla których warto wybrać się na Islandię zimą. Każdy jest dobry ;). Czarnym koniem tych wyścigów zostaje jednak atrakcja, która wiosny by nie doczekała – jaskinie lodowe!
Po raz pierwszy zwróciły naszą uwagę na zdjęciach jednego z laureatów prestiżowego konkursu fotograficznego. Udało mu się dotrzeć do naprawdę spektakularnej jaskini lodowej na Islandii, spędził przy niej mnóstwo czasu, a jego zdjęcia zrobiły na nas ogromne wrażenie. My niestety nie mieliśmy takich możliwości, więc pomysł dotarcia w bardzo krótkim czasie (na Islandii spędziliśmy zaledwie 3 dni!) w takie miejsce… w dodatku z dzieckiem – był czystym szaleństwem!
Czyli czymś dla nas 😉.
W marcu jak w garncu – zwłaszcza na Islandii
Każdy wie, że Islandia nie słynie z upałów, nawet w okresie lata. Przygotowaliśmy się więc jak na zdobycie Śnieżki przy -26 stopniach (trekkingi, zimowe skarpety i bielizna termoaktywna z wełny merynosów, grube polary, kurtki puchowe, kurtki z gore – texem, ciepłe czapki i rękawice) + cała reszta do podręcznego 😉. Przydało się wszystko. Gdy startowaliśmy z samego rana, z okolic Reykjaviku (Akranes) – niebo były czyściusieńkie. Niecałe 400 kilometrów dalej, przy lodowcu Vatnajökul, spotkała nas śnieżna zawierucha. Kilka razy minęliśmy rozbite samochody, co nie nastrajało zbyt pozytywnie.
Rada Wujka Diabła: Jeśli będziecie planować wejście do którejś z jaskiń, na lodowcu Vatnajökull – zorganizujcie sobie nocleg jak najbliżej się da (np. w Vik). Stwierdziliśmy, że szukanie różnych miejsc noclegowych kiedy jest się tylko na 3 dni to bzdura, przez co w jeden dzień pokonaliśmy prawie 1000km! Większość agencji także sugeruje, żeby nie startować tego samego dnia z Reykjavíku. Wyjdzie drożej, ale nie zakatujecie się w trasie.
Słońce zaświeciło ponownie, kiedy wróciliśmy z lodowcowych bojów, a w pewnym momencie na niebie mieliśmy pełen ogień. Szkoda, że akurat w takim miejscu, gdzie do każdego z naszych „zachodowych” celów było dosyć daleko. Taki lajf człowieka, któremu z czasem zawsze na bakier.
Jaskinia lodowa to nie zamek Elsy z „Frozen”
Podziemne rzeki oraz topniejący w okresie wiosny i lata lodowiec, co roku tworzą nowe jaskinie lodowe, które znikają wraz z końcem zimy. Co roku, na terenie lodowca, trwają więc eksplorację starych jaskiń (czy można znów do nich wejść) i poszukiwane są nowe. Przez proces ich powstawania – ta sama jaskinia każdego roku może mieć zupełnie inną strukturę (albo być już niedostępna), więc ciężko w kolejnych sezonach trafić na identyczne warunki, jak w poprzednich latach.
Z roku na rok, zainteresowanie jaskiniami lodowymi jest coraz większe. Firmy, które zajmują się organizowaniem wypraw na lodowce i do jaskiń także wyrastają jak grzyby po deszczu. Nic dziwnego. Przebywania pod tonami lodu, w przestrzeni idealnie gładkich struktur, oświetlonych przez światło tak, jakby były zaprojektowane przez niezłego designera – nie da się porównać z niczym innym. Są to jednak naturalne „twory” i mimo, że przewodnicy każdego dnia sprawdzają ich stabilność, ostrożność i czujność przy każdym ruchu musicie zachować.
Poruszanie się po jaskiniach wiąże się także z różnym stopniem trudności – mogą się zdarzyć podejścia i zejścia po lodzie, wąskie mostki i kamienie w podziemnych rzeczkach, po których trzeba przejść, ciemność itd. Dla większości dorosłych czy nastolatków nie sprawią one większych problemów, ale nie każda jaskinia będzie odpowiednia do zwiedzania przez dziecko (chociażby ze względu na minimalny dostępny rozmiar raczków). Musicie więc realnie ocenić umiejętności mniejszych dzieci, ale przede wszystkim sprawdzić limity u organizatora. Przed wyjazdem napisaliśmy do kilku firm i dwie najbardziej interesujące nas jaskinie odpadły właśnie ze względu na wiek naszego małego eksploratora. W przypadku kolejnej, także były ustalone pewne ograniczenia, ale trudności wewnątrz były na tyle niskie, że po wywiadzie przewodnik wyjątkowo zgodził się na udział Kai. Na miejscu czekały na nią raczki w rozmiarze 31, kask i czołówka :). Wizytę w jaskini lodowej wspomina jako najlepszą przygodę z całej wyprawy!
Ale od początku…
Terenówki – monstery i wiatr na lodowcu
Na parking przy Jökulsárlón dotarliśmy „rzutem na taśmę”. Przejechać kilkaset kilometrów i nie zdążyć na główną atrakcję naszego wyjazdu – łzy rzęsiste by pociekły. Przywitał nas bardzo miły przewodnik i szybko dopasował odpowiedni sprzęt (trochę martwiliśmy się, że będzie problem z rakami dla Kai, bo własnego sprzętu nie mogliśmy zabrać w podręcznym, a tu idealnie dopasowane). Zapakowaliśmy się do auta terenowego, które miało opony sięgające głowy Kai i ruszyliśmy w stronę lodowca. Asfalt szybko zniknął i zamienił się w skalne bezdroża. Zaczęła się prawdziwa jazda. Koła samochodu były podłączone do kompresora, sterowanego z kabiny, więc wraz ze zmieniającą się nawierzchnią – zatrzymywaliśmy się żeby dostosować ciśnienie powietrza do podłoża. W jednym momencie zjeżdżaliśmy z pokrytej śniegiem góry, a chwilę później przebijaliśmy się przez ponad metrowej głębokości śniegi. Offroad z adrenaliną ;). W końcu wylądowaliśmy na lodowcu . „Aaaale było faaajowo” – podsumowała Kaja.
„Fajność” spadła jednak odrobinę, kiedy wyruszyliśmy na lodowiec Breidamerkurjokull. Przekopałam słowniki, żeby znaleźć najlepsze słowo, które w sposób ugrzeczniony opisywałoby sytuację, ale zwyczajnie pizgało jak diabli. Kombinacja twardego jak beton lodu, silnego wiatru i śniegu bijącego po twarzy zdecydowanie nie ułatwiała przemieszczania się po wyjątkowo śliskim podłożu. Kolce raczków okazały się być dosyć krótkie, więc trzeba było umiejętnie stawiać każdy krok, dobrze kotwicząc stopy w lodzie.
Chwilowym schronieniem okazała się szeroka szczelina. Wyglądała jak lodowy korytarz, z gładkimi, bijącymi swoim kolorem, ścianami. W słoneczny dzień musi tu być naprawdę magicznie! (Są tu takie? ;)) Tymczasem okazało się, że nasze skojarzenia bardzo dalekie od prawdy nie były, bo znajdują się tam jaskinia, czekająca na odkrycie. Być może kolejny sezon odsłoni do niej drzwi…
Piekło zamarzło, ale ma niezłe wrota
Kolejna jaskinia, do której dotarliśmy, nie była jakoś bardzo zamaskowana. Po drobnych kamieniach i lodzie wdrapaliśmy się na niewielkie wzniesienie, a za nim… jama jak do jądra Ziemi! Chwilę później schodziliśmy już gęsiego do jej wnętrza.
Przyroda w tym miejscu miała naprawdę niezły rozmach. Kręciliśmy jak modliszki głowami i ciężko było nam uwierzyć, że ściany i sufit nad nami to nie gładkie skały, a ogromne masy lodu! Włączyliśmy czołówki i powoli zagłębiliśmy się wgłąb ciemnych, lodowych korytarzy.
Miejscami, przez warstwy lodu, przebijało się światło. Najczęściej tam, gdzie w lodowych korytarzach, szczeliny nad nami sięgały bardzo wysoko. Niejeden projektant wnętrz bankowo w tym miejscu zamiera i zastanawia się jak coś takiego wykonać ze szkła ;).
Grupka jest niewielka i nikt nas nie pogania jakoś bardzo, więc na szczęście jest czas na zrobienie kilku zdjęć. W międzyczasie nasz przewodnik opowiada o tym jak powstają jaskinie lodowe, o klimacie Islandii, lodowcach… W niektórych miejscach chcieliśmy zostać na dłużej – nie było z tym większego problemu. Zostaliśmy poinstruowani gdzie będzie reszta i jak tam dojść. Dla nas bardzo na plus ;).
Lodowy statek obcych
Kiedy opuściliśmy ciemne rewiry jaskini – drogę oświetlało nam światło, wpadające przez „okno”, w kształcie prawie idealnego owalu. Otoczone ogromną, lodową powieką – wyglądało wręcz nierealnie. Przyroda pokazała tu co potrafi!
To to jeszcze nic! Jeśli oglądaliście „Obcego”, albo jakikolwiek inny film, w którym wnętrze statku kosmitów wygląda jak plazmatyczna masa – będziecie wiedzieć o co nam chodzi. Tak mniej więcej wygląda jaskinia lodowa od wewnątrz. Lepiej nie myśleć o tym, co się może wydarzyć, jeśli spory fragment takiej „substancji” postanowi nagle się oderwać…
Wewnątrz jaskini spędziliśmy niecałą godzinę. Niby nie tak mało, ale z chęcią zostalibyśmy sam na sam z tym lodowym cudem na dłużej! Poczekamy aż Kaja nieco podrośnie i wrócimy z pewnością na Islandię zimą. Spróbujemy dotrzeć do trudniej dostępnych jaskiń i zapolować na zorzę polarną, bo ten krótki wyjazd tylko zaostrzył nam apetyt na więcej 😊.
Jak zorganizować
Jeśli planujesz wyjazd zimą na Islandię bez dzieci – organizacja wyprawy do jaskini lodowej nie powinna Ci sprawić większego problemu. Wybierasz interesujące Cię miejsce np. (TUTAJ ), datę i godzinę (najczęściej są do wyboru dwie w ciągu dnia – z rana i po południu). Za wszystko płacisz on-line (konieczne będzie podanie danych karty kredytowej). Potwierdzenie rezerwacji i dokonania płatności przychodzi na maila.
Niektóre firmy ogłaszają się także na Facebooku, gdzie możecie także trafić na polskiego przewodnika.
Sytuacja nieco bardziej komplikuje się, jeśli wybierasz się z dziećmi (zwłaszcza mniejszymi). Dwie firmy, do których pisaliśmy nie miały oferty dostosowanej do kilkuletniego (nawet obytego z górami) dziecka. W Guide to Iceland także uzyskaliśmy podobną odpowiedź, po czym odezwała się do nas miła pani, która wysłała propozycję dwóch miejsc. Wybraliśmy naturalną jaskinię lodową na lodowcu Breidamerkurjokull (przewodnik zgodził się na udział Kai).
- Kiedy można się wybrać? Od grudnia do marca (ewentualnie początku kwietnia).
- Koszty: ok. 40 000 ISK/ 2 osoby dorosłe w przypadku wspomnianej jaskini
- Co ze sobą zabrać? Buty trekkingowe, ciepłą odzież i wierzchnią kurtkę wodoodporną, ciepłe rękawice, czapkę, szybkoschnące spodnie, okulary. Agencja zapewnia raczki, kaski i czołówki.
- Gdzie: wycieczki zwykle startują z parkingu pod Jökulsárlón (niecałe 400 km od Reykjavíku). To spora odległość. Zaplanujcie nocleg najbliżej jak to możliwe, żeby nie mieć problemów z dotarciem na czas.
- Dla kogo? Dla każdego, kto lubi północne klimaty i zimno mu nie straszne ;). Jeśli chodzi o dzieci – sama jaskinia może być dla nich ogromną atrakcja, ale ogólne warunki pogodowe (nie tylko na lodowcu) bywają naprawdę trudne. Musicie sami ocenić, czy Wasze dziecko podoła takim klimatom i czy może mu się podobać. Najlepiej gdyby nosiło butki w rozmiarze większym niż 33 (ze względu na dostępne raczki).
1 komentarz
[…] lodowe dostępne są tylko zimą. Jeśli interesuje Was taki temat – zajrzyjcie koniecznie do tego tekstu, w którym opisaliśmy wszystko ze […]