Po kilku latach górskich wędrówek na trasach o różnym stopniu trudności, zaczęliśmy rozglądać się za takimi o nieco wyższym poziomie adrenaliny 😉 . Chcieliśmy spróbować swoich sił na szlakach ubezpieczonych (via ferratach), ale takich, po których pokonaniu wrócimy do domu w jednym kawałku ;). W oko wpadła nam ferrata Nonnensteig w Górach Łużyckich (bardzo blisko rodzinnego Zgorzelca), więc w zasadzie na wyciągnięcie ręki! Od niej postanowiliśmy rozpocząć naszą przygodę z nowym stylem pokonywania pokonywania wysokości.
CZYM JEST VIA FERRATA
Dla niewtajemniczonych – via ferraty to po prostu górskie szlaki, naszpikowane różnego rodzaju stalowymi elementami. Dzięki takim ułatwieniom możemy piąć się w górę i pozostać przy życiu, nawet bez większych umiejętności wspinaczkowych ;). Nie bez kozery, z włoskiego, ten zbitek słów oznacza żelazną drogę. Na tego typu trasie poprowadzone są stalowe liny, służące do autoasekuracji, liczne klamry czy stopnie.
Jeśli chcecie wybrać się na via ferratę, musicie zabrać ze sobą trochę sprzętu. Niezbędna będzie uprząż wspinaczkowa i lonża wyposażona w dwa karabinki i absorber (zmniejsza energię „szarpnięcia” przy ewentualnym odpadnięciu). W każdym sklepie górskim kupicie je bez problemu. Dobrze mieć także ze sobą pętlę (np. 60 cm) i karabinek z dużym przelotem, gdyby zaistniała potrzeba odpoczynku w miejscu, z małą możliwością stanięcia na solidnej podstawie skalnej. Obowiązkowo kask (spadające kamienie z góry mogłyby naszą głowę solidnie pokiereszować, o ryzyku kontaktu jej ze skałą nie wspominając). Dla dzieci dedykowane są specjalne lonże, dostosowane do ich znacznie niższej wagi. Nie zapominajcie o dobrych butach, z podeszwą dobrze trzymającą się skały (polecamy buty podejściowe jak np. Salewa MTN Trainer GTX).
Skale trudności najczęściej oznaczane są literami od A do G (A oznacza ferratę łatwą, dla początkujących, D – trudną, a te o poziomie E czy F mogą być nie do przejścia przez niedoświadczonych turystów).
O ile loty (odpadnięcie od ściany) na tego typu szlakach się zdarzają, to lepiej ich unikać (np. wolniej pokonując trudniejsze fragmenty). Z uwagi na konstrukcję sprzętu do asekuracji i wystające ze ścian stalowe elementy – odpadnięcie może skończyć się poważną kontuzją.
Tyle tytułem wstępu. Mamy nadzieję, że nie zniechęciło Was to do tego typu aktywności i możemy przejść dalej – do naszego obiektu pożądania, czyli ferraty Nonnensteig!
VIA FERRATA NONNENSTEIG
Nasza ferrata generalnie nadaje się na pierwszy raz z tego typu szlakami ;). Jej średnia wycena trudności to B, ale zdarzają się na niej odcinki B/C i jeden trudniejszy fragment C/D, ale o nim później.
Wieńczącym elementem trasy jest lina poprowadzona nad przepaścią, z której co prawda można zrezygnować, ale nie warto. Wygląda strasznie, ale jak już się wejdzie, to nie ma większego problemu z jej pokonaniem (serce tylko wali jak głupie ;)).
Trasa nie jest długa i sprawni ferratowicze powinni ją pokonać w 30 min, jednak przy większym obłożeniu trasy (konieczność oczekiwania) czy trudnościach przy „ciekawszych” odcinkach (+ odpoczynek) – może Wam zejść znacznie więcej czasu (dobrze mieć w zapasie 1,5 do 2 godzin). Pamiętajcie jednak, że obowiązuje tu zakaz wspinaczki podczas deszczu (grozi kara grzywny, o czym informuje tabliczka przed wejściem na szlak).
PIERWSZE KROKI
Początek nie pozostawia złudzeń co do typu trasy, z jaką mamy do czynienia ;). Od razu pniemy się ostro w górę – najpierw z wykorzystaniem drabinki, a później stalowych stopni. Od razu ćwiczymy przepinanie się w mniej komfortowych warunkach. Adrenalinka od początku.
Po pokonaniu pierwszych pionów docieramy do wiszącej atrakcji – niedługiego mostka. Stopnie są trochę śliskie, ale przechodzi się po nim bardzo sprawnie. Zaraz za nim od razu kolejna, dosyć płaska ściana. Wyglądem trochę straszy, ale nie jest wymagająca.
Kilka kolejnych odcinków jest raczej bezproblemowych. Są też miejsca, w których można spokojnie wędrować bez asekuracji i złapać głębszy oddech, uzupełniając płyny (polecamy mocno rozwiązania typu Camelbak na wodę – w każdej chwili można się dzięki temu napić bez konieczności angażowania obu rąk).
ŻEBY NIE BYŁO ZA ŁATWO
Pewnie chcielibyście teraz przeczytać, że trudniej już nie będzie? Nic z tych rzeczy – prawdziwa zabawa dopiero się zaczyna ;). Kilka kolejnych miejsc wymaga nieco większej koncentracji. Pamiętajcie, że nikt tu Was nie goni i czasami lepiej bardziej skomplikowane przejścia zrobić wolniej (zwłaszcza za pierwszym razem). Na niektórych wypłaszczeniach możecie bezpiecznie przepuścić idących za Wami, jeśli nie chcecie tamować ruchu (my byliśmy tu pod koniec dnia i byliśmy w zasadzie sami). Jest też ciekawe przejście po półce skalnej, testujące odporność na ekspozycję ;).
A teraz wstrzymajcie oddech, bo będzie się działo. Docieramy do słynnej przewieszki o trudności wycenionej na C/D. Chyba trochę nas zatkało na jej widok i z tego stresu nie porobiliśmy jej zdjęć, pakując wszystko co nam niepotrzebnie „dyndało” do plecaka. Zajrzyjcie jednak TUTAJ. To foto dobrze obrazuje to co Was czeka, bo trochę namachać się tu trzeba nogami i rękami, żeby w wyjątkowo niewygodnej pozie i pod lekkim skosem przepiąć się, ruszając dalej do góry. Co prawda jest się czego chwycić, ale ten odcinek zużywa nasze siły. Kiedy zerkamy na bok, widać stromą ścieżkę wydeptaną w dół, co oznacza, że niektórzy ewidentnie poddali się w tym miejscu. Nie taki jednak diabeł straszny… 😉
Do pokonania mamy jeszcze jeszcze kilka pionów i docieramy do najwyższego miejsca na ferracie. Widoki z niego nie są najgorsze, ale raczej nie powalające. W oczy rzuca się punkt widokowy, na który można dostać się schodkami z klasycznego szlaku. Chętni mogą się się tu wpisać do pamiątkowego notesu (w stalowej skrzynce).
Zejście stąd jest nieco trochę skomplikowane. Wymaga całkiem precyzyjnego zjazdu i trafienia stopami w odpowiednią szczelinę. Jest zdecydowanie dedykowane osobom długonogim ;). Pozostali muszą nadrabiać techniką, skorzystać z czyjejś asysty albo trochę się spocić ;).
KOŃCÓWKA Z ADRENALINĄ
Do końca ferraty dzielą nas dosłownie metry. Pozostaje pionowe zejście, które w rzeczywistości nie jest trudne i atrakcja, która może spowodować w niektórych nagłe wiotczenie kolan – przejście po linie nad przepaścią! Może nie jakąś wielką, ale jednak. Przed zejściem rzucamy okiem jak inni radzą sobie z tym fragmentem (tak dla dodania sobie otuchy 😉 ).
Już za chwileczkę, już za moment…
Odmawiamy szybkie modły, wpinamy się w obie poręcze i startujemy…
Z innej perspektywy przejście wygląda tak:
Nie ma się czego bać ;). Serio! Jeśli jednak ten ostatni kawałek trasy będzie dla Was nie do przejścia – spokojnie można go ominąć zejściem na drugą stronę ferraty. Nic ponad siły, ale w tym wypadku warto pokonać strach i zrobić pierwszy krok (kolejne to już „pikuś”). A jaka duma z siebie na koniec ;).
PUNKT WIDOKOWY
Na koniec udajemy się do punktu widokowego i już bez dodatkowych emocji podziwiamy okolice. Widoki stąd może nie są powalające, ale żal nie skorzystać ;).
Skalnym wąwozem i leśnymi ścieżkami, zadowoleni z siebie wracamy na parking… To była naprawdę świetna przygoda!
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Lokalizacja: Góry Żytawskie (Łużyckie), Kurort Jonsdorf – Nonnensfehlen 537 m GPS: 50.8498083N, 14.6824981E
Parking: Płatny parking znajduje się na krańcu miejscowości Jonsdorf. Przy odrobinie szczęścia można znaleźć bezpłatne miejsca tuż przy restauracji, przy placu zabaw (nam się pofarciło 😉 ). Stąd do celu dzieli nas jakieś kilkanaście minut podejścia szlakiem prowadzącym przez las.
Jak dotrzeć do ferraty: Z Parkingu w Jonsdorfie, przy niewielkim jeziorku, udajemy się niebieskim szlakiem w kierunku punktu widokowego Nonnefelsen. Wejście na via ferratę odnajdziecie w pewnym momencie po prawej stronie – jest oznaczone odpowiednią tablicą i trudno je przeoczyć.
Nocleg: Najtańszą opcją będzie nocleg po polskiej stronie (np. w Bogatyni) – można spokojnie znaleźć pokój z łazienką za ok. 100 pln. Najbliższy camping – tutaj.
Zalecany sprzęt: uprząż wspinaczkowa + lonża na via ferraty, kask, buty z dobrą podeszwą, rękawiczki (mogą być rowerowe), naładowany telefon, apteczka, lekki plecak.
Wstęp na ferratę jest bezpłatny.
4 komentarze
[…] się z przejściem naszej pierwszej via ferraty, u zachodnich sąsiadów (fotorelację znajdziecie tutaj). Spodobało nam się bardzo, chociaż momenty bardziej „adreliniaste” były ;). W […]
cb7f42
w1rruz
a2e4pv