Ubiegły rok zaowocował wieloma udanymi wyjazdami i plenerami, nie tylko górskimi. Wiele się działo i z rozpędu po raz kolejny organizację Sylwestra zostawiliśmy na ostatnią chwilę. Fartownie zwolnił się pokój w jednym z najlepiej położonych schronisk w Karkonoszach – w Domu Śląskim. Mieliśmy dzięki temu niezłą bazę wypadową na okoliczne szlaki i jeszcze lepszą na ogniste pożegnanie roku ;).
Jeśli także lubicie spędzać końcówkę roku właśnie w takich okolicznościach przyrody i szukacie nowych miejscówek (albo cały czas marzy się Wam taki Sylwester, ale do tej pory zabrakło Wam mocy do zorganizowania go w podobny sposób) – rzućcie okiem na naszą relację ;).
.
.
Zapakowani po komin dotarliśmy w mało „pocztówkowych” warunkach do schroniska. Tyyyyle śniegu napadało, że Kaja chciała nurkować w każdej zaspie ;). W Karpaczu nie było go zbyt wiele, a pod domem sanki w zasadzie od roku go nie widziały.
My: „Łeeee…. to zachodu nie będzie”.
Kaja: „Możemy jeszcze nie wchodzić do schroniska? Chciałabym na pupci trochę stąd zjechać!”
Zapomniało się… ;).
.
.
Po chwili jednak odbieramy klucze do pokoju (pełen luksusik – łazienka, czysta pościel ;)), ogrzewamy się ciepłą herbatką z cytryną (nic tak w zimie nie smakuje jak dobra herbata z termosu ;)) i wskakujemy ponownie w sto warstw ubrań, żeby zmierzyć się z tym co na zewnątrz. Szpilki tym razem są pozycja obowiązkową!
.
.
Pomimo znacznego zachmurzenia – mocnego wiatru brak. Decydujemy się zatem zdobyć najwyższy szczyt Karkonoszy wieczorną porą. Nie raz, pomimo bardzo przeciętnej pogody, światło zachodzącego słońca tworzyło prawdziwie magiczne obrazy na górze. Niestety w tym wypadku mamy do czynienia z pełną loterią.
Większość ludzi już dawno opuściła szlak – jest więc całkiem komfortowo. Zwłaszcza z odpowiednią przyczepnością ;). Ci, którzy nie wzięli pod uwagę, że jest tu naprawdę ślisko i wybrali się na żywca – lądowali raz za razem, albo wisieli na łańcuchach jak winogrona w kiści. Kaja na podejściu radzi sobie wyśmienicie!
.
.
Nadzieje na spektakularny zachód powoli się nam rozmywają. Cieszymy się zatem prawdziwą zimą i widokami, które czasami przebijają się przez chmury.
.
.
Mijamy ośnieżona punkty widokowe. W takich warunkach skalne balkoniki wyglądają dosyć posępnie ;).
.
.
Krok za krokiem i nie wiedzieć kiedy docieramy na szczyt. Ośnieżone stare schronisko i biała kapliczka – słońca brak, ale jest przepięknie!
.
.
Mama mówiła: „Polećcie gdzie gdzie ciepło, palmy jakieś. Wygrzejecie się i nacieszycie słońcem”. My zamiast tego wybraliśmy stację arktyczną ;). Za to z jakim klimatem!
.
.
Do schroniska schodzimy obserwując światła miast pod nami. Całkiem ciemno nie jest i schodzi się całkiem komfortowo (rzecz jasna w rakach i raczkach).
.
.
Kolejnego dnia warunki znacznie się pogorszyły. Mówią jednak, że w górach swoje trzeba wychodzić, żeby trafić na tzw. warun. Z takim przesłaniem 1/3 naszej ekipa wystartowała na poranny podbój szczytu. W końcu wschód to wschód – jak przyświeci to naprawdę dzieją się cuda ;). Cudem okazał się uśmiech po zejściu do schroniska przy wietrze 80km/h i sklejeniu z łańcuchami. Wiatr niby miał łagodnieć, a finalnie z minuty na minutę stawał się coraz bardziej agresywny. Na szczycie udało się zrobić z trudem jedno zdjęcie, po czym wiatr pokrył czym się dało aparat i obiektyw! I tak oto wątpliwości szybko zostały rozwiane , dlaczego nikt inny nie zdecydował się tego dnia na wschodowe eksploracje szczytu ;).
.
.
.
Takich ciężkich warunków nie pamiętamy od dawna. Próby jednak wyjścia ze schronu, choćby na krótki trekking, okazały się całkowicie bezsensowne. Spędzamy więc w zasadzie cały dzień pod zadaszeniem, testując wszystkie zapasy naszej kreatywności. W takie dni handlarz planszówkami, który trafiłby do takiego miejsca jak to – zgarnąłby majątek ;).
.
.
Jak to w Karkonoszach bywa – nastąpił klasyczny zwrot akcji ;).
Zaczęło się dziać już wczesnym rankiem…
.
.
Kilka godzin później większość chmur zniknęło nie wiadomo gdzie, a słonko tak przyświeciło, że ciężko było nadążyć z aktualizowaniem spektakularnych widoków przed oczami. Coś pięknego! Takiej zimy i takich warunków pragnęliśmy. Sylwestrowa pogoda nas nie zawiodła, więc z odpowiednim przygotowaniem (czytaj: imprezowa dekoracja przy plecaku) mogliśmy dziarsko ruszyć przed siebie!
.
.
Szybki rzut oka na Śnieżkę i już wiemy gdzie wieczorem postawimy stopy (odpowiednio obute rzecz jasna 😉 )…
.
.
To dopiero koniec roku z przytupem!
.
Warunki w Sylwestra dopisały jak rzadko kiedy. Słońce tak przyświecało po drodze, że naprawdę chciało się iść dalej (chociaż okazji do przerw z aparatem było mnóstwo).
.
.
Opalanie na zboczach przed sylwestrową imprezką ;).
.
.
Nie mogliśmy wymarzyć sobie lepszej końcówki roku! Wcześniejsze prognozy nijak nie wskazywały na takie warunki, a tak ośnieżonego budynku dawnego schroniska na Śnieżce nie widzieliśmy od lat. Zwłaszcza w promieniach zachodzącego słońca.
.
.
Poczekać na gwiazdy czy schodzić? Nie mamy zbyt wiele czasu, a robi się baaardzo zimno. Nawet w podwójnych rękawicach jest nam coraz mniej komfortowo, więc w ruch idą sprawdzone ogrzewacze. Tym razem czas na nas…
.
.
Schronisko powoli szykuje się na sylwestrowe imprezowanie;).
.
.
We wcześniejszych latach wybieraliśmy często opcję po prostu wejścia gdzieś na „godzinę 0”. Tym razem mieliśmy ochotę zwyczajnie pobawić się przy muzyce, w dobrym towarzystwie (a w tym roku poznaliśmy naprawdę niesamowitych ludzi – pozdrawiamy Was Aniu i Tomku, jeśli to czytacie 😉 ). I to się udało!
.
.
O północy wyszliśmy na dwór i rozpoczęło się głośne odliczanie! Polały się szampany, rozbłysły sztuczne ognie (nie mylcie z petardami, które przyświecały jedynie z miasta). Pod nami migotały światełka i wszyscy składali sobie noworoczne życzenia…
/
.
.
Z pewnością to będzie jeden z lepiej zapamiętanych przez nas Sylwestrów! Miejsce, ludzie, klimat… A i szampan w górach smakuje inaczej ;). Zwykle jednak ciężko o wolne miejsca w taki dzień, w schroniskach górskich, jeśli nie rezerwuje się ich odpowiednio wcześnie. Mieliśmy więc niezłego farta!
.
W Nowy Rok niestety pogoda znów się pogorszyła i zaczął intensywnie padać śnieg. Do Karpacza schodziliśmy już bez zatrzymywania się na dodatkowe zdjęcia.
.
PRAKTYCZNIE
.
Jeśli marzy się Wam Sylwester w schronisku górskim, najlepiej zarezerwować w miejsca w takim obiekcie ze sporym wyprzedzeniem. W tych popularniejszych czasami już na początku roku zaczyna ich brakować. Tanio niestety nie jest, ale niektóre schroniska (jak np. Dom Śląski) pozwalają spać na podłodze (z własnym śpiworem i karimatą), co znacząco obniża koszty takiej imprezy.
Ofertę Domu Śląskiego znajdziecie tutaj.
Polecamy także przyjrzeć się propozycji nieco niżej położonej Strzechy Akademickiej.
O tym jak zimą dojść do schroniska i wyżej przeczytacie tutaj.