Kaja, jako zupełny maluszek, często podpatrywała nas przy pracy. Jeszcze zanim zaczęła mówić – podbiegała do wielkiego aparatu, zamontowanego na statywie i próbowała naciskać co się dało 😉 Za każdym razem, kiedy któreś z nas wracało z jakiejś przyrodniczej serii – pędziła tak szybko, że prawie gubiła nóżki, żeby zobaczyć na ekranie efekty naszych łowów. Oczywiście wszystkie zdjęcia chciała koniecznie przeglądać samodzielnie. Tak wyglądały jej pierwsze kroki (a właściwie kroczki) w dziedzinie fotografii przyrodniczej 😉
Była coraz sprawniejsza manualnie i z kolejnymi urządzeniami radziła sobie coraz lepiej – więc uznaliśmy, że dobrym prezentem na jej czwarte urodziny będzie pierwszy aparat fotograficzny (tutaj możecie przeczytać o nim nieco więcej). Teraz swój mały, żółty aparat zabiera ze sobą prawie wszędzie. Coraz lepiej sobie z nim radzi, czasami korzysta z naszych rad, ale… o dziwo najlepsze „strzały” jej wychodzą wtedy, kiedy żadne z nas nawet nie zarejestrowało, że coś fotografowała 😉
.
ŚMIEJEK, SRI LANKA I S33
.
Nie mogło więc być inaczej i tym razem – na nasz wspólny wyjazd na Sri Lankę, kajkowy aparat musiał być spakowany. Gdzie jak gdzie, ale tutaj okazje same czekają na fotografa – byle tylko dobrze trafił i położył palec na spuście w odpowiednim momencie (proste – nie?^^). Nie zawsze niestety Kaja miała swój sprzęt przy sobie (fotografia to dla niej teraz głównie zabawa, więc „tworzy” kiedy ma ochotę), a do tego część naszych aktywności wymagała dłuższego chodzenia, często także pokonywania większych różnic wysokości w niemałych temperaturach i ciężko by jej było z dodatkowym balastem. Trochę szkoda – bo z pewnością zaskoczyła by nas (może i Was także 😉 ) swoim spojrzeniem na kilka miejsc, na które my sami nie mieliśmy specjalnie pomysłu ;).
Jej fotorelacja będzie więc niedługa i skupiona na zaledwie kilku miejscach, ale… myślę, że warta pokazania.
.
SŁONIE POD „OSTRZAŁEM”
.
Jednym z pierwszych miejsc, w jakich wylądowaliśmy na Sri Lance, był Park Narodowy Minneriya. Żyje tu ponad 200 dzikich słoni cejlońskich. Zwróćcie uwagę na ich uszy – są bardzo małe i lekko „postrzępione”, zupełnie inne od znanych nam słoni afrykańskich. Po rezerwacie poruszaliśmy się samochodem terenowym, więc jaki już jakiegoś osobnika (czy osobników) udało się spotkać – można było fotografować w całkiem komfortowych warunkach. My mieliśmy podpięte głównie nasze wielkie działa o długich ogniskowych, a słonie czasami postanowiły się bardzo zbliżyć do samochodu. Wtedy do akcji przystępowała Kaja ze swoim kompaktowym aparatem z szerokokątnym obiektywem.
.
.
KRAJOBRAZY
.
Fotografia krajobrazowa, w kajkowym wydaniu, ma bardzo szerokie znaczenie 😉 Najczęściej 70% (albo więcej kadru) stanowią nogi i butki w sandałkach…. a to co wyżej to właśnie wspomniane fragmenty krajobrazu. Jak tak przeglądaliśmy jej zdjęcia, po skopiowaniu na dysk – hitem był też solidny kawałek siedzenia i drzwi auta, podczas gdy zaraz przy oknie pociskał słoń albo stadko małp. Tym większe było nasze zaskoczenie, kiedy wśród wspomnianych ujęć znaleźliśmy te…
.
.
PLANTACJA HERBATY
.
To była pełna profeska. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy Kai tak swobodnie i samodzielnie poruszającej się z aparatem w jakimś obcym miejscu. My sobie spacerowaliśmy między krzakami, a ta całkowicie zapomniała o naszym istnieniu. Widać, że bardzo się jej spodobało zainteresowanie kobiet, pracujących na plantacji. Na widok małej dziewczynki z aparatem, zaczęły podchodzić do niej jedna po drugiej. Zachęcały też do robienia zdjęć i od razu chciały sprawdzić jak wyszły 😉 „Sesja zdjęciowa” zakończyła się kółkiem wokół małej pani fotograf i pokazywanie zdjęć (także z poprzednich dni) i opowiadanie (oczywiście po polsku 😉 ) co się tam działo ciekawego. Panie się uśmiechały i przytakiwały – nie rozumiejąc nic z historii małej dziewczynki, której z kolei rozochoconej buzia się nie zamykała, jak by była co najmniej w towarzystwie babć czy cioć ;]
.
PORT RYBACKI
.
Któregoś dnia, o świcie, trafiliśmy na targ rybny w porcie rybackim, w Beruwali (mieliśmy szczęście do kierowcy tuk-tuka, który polecił nam kilka mniej oczywistych lokalizacji- między innymi właśnie to). Na początku byliśmy trochę przerażeni i źli na siebie, że w trójkę pojechaliśmy w takie miejsce. Port rybacki w końcu to port rybacki – codziennie przypływają tu kutry i wykładają na sprzedaż to co udało się złowić (co może być szokującym widokiem dla małego dziecka). Z drugiej strony – świeże ryby to i w sklepach są wyłożone i rzeczywiście Kaja nie zwracała na nie specjalnie uwagi, za to mocno zainteresowały ją same kutry i rybacy… i to całe poruszenie, okrzyki przywołujące potencjalnych kupców. Dużo się działo. No i nie trzeba było długo czekać, aż małą blondyneczką z aparatem zainteresują się sami rybacy. Na początku tylko zerkali w naszą stronę jeden przez drugiego, wysyłając uśmiechy. Coś tam komentowali między sobą. Chwilę później sprzedaż ryb toczyła się swoim torem za to w centrum uwagi wylądowała mała „pani fotograf”. Rybacy brali ją na ręce i pokazywali swoje kutry, próbowali coś zagadać. Czuła się jak na placu zabaw i przy okazji zrobiła kilka fajnych zdjęć 😉 Próbowałam uchwycić ją przy pracy i przy okazji się sama załapałam jako obiekt jednego z nich^^.
.
.
TARG MIEJSKI
.
Mieliśmy sporego farta i na targ miejski w Alugamie trafiliśmy w idealnym momencie – był to jakiś wyjątkowy dzień handlowy, w którym zjechali się sprzedawcy z całej okolicy. Miejscami ciężko się było przecisnąć między ludźmi. Sprzedawcy wykrzykiwali hasła reklamowe, które się rymowały – oczywiście ich treść była dla nas całkowicie niezrozumiała, ale można było wyczuć, że mają one lekki wydźwięk humorystyczny (przypomniały nam wierszyki, które słyszeliśmy w dzieciństwie na nadbałtyckich plażach – coś w rodzaju „pani Jadzia chorowała, zjadła loda – wyzdrowiała”). W tym całym gwarze nie łatwo się było odnaleźć – zwłaszcza maluchowi z aparatem. Do tego było dosyć ciemno, więc nie ma co czarować – malutki, amatorski aparat nie miał tutaj łatwo. Nie wiele więc zdjęć nadawało się do pokazania, chociaż trochę ich Kaja tutaj wyprodukowała – sprzedawcy co chwile wręczali jej to jakiś owoc, to widząc aparat uśmiechali się i sami zachęcali do zrobienia im zdjęcia.
.
.
LUDZIE I MIEJSCA
.
Wybraliśmy także kilka zdjęć z różnych miejsc i momentów, które są ze sobą całkowicie nie związane. Są za to na nich zapisane te chwile, w których my całkowici zrezygnowaliśmy z robienia zdjęć, a dzięki Kai – zostaną z nami na dłużej.
.
.
PŁYTA LOTNISKA
.
Na koniec mały „offtop” – bo autor zdjęć się zgadza, ta sama też podróż, ale ze Sri Lanki nagle trafiamy do Serbii 😉 Tu mieliśmy jedną z dwóch przesiadek, w drodze powrotnej do Polski i tu też powstały ostatnie kajkowe zdjęcia z tego wyjazdu. Słońce czaiło się gdzieś za horyzontem i leniwie rozpoczynało nowy dzień. My jak glonojady, przyklejeni do lotniskowych okien, obserwowaliśmy co się dzieje na płycie lotniska, a Kaja w tym czasie postanowiła zrobić kilka pamiątkowych zdjęć. Może kiedyś uda się zobaczyć trochę więcej Belgradu 😉
.
A tak wyglądała mała fotoreporterka przy pracy 😉
.
Bardzo nas ciekawi, jakie zdjęcia przywiezie Kaja z kolejnych podróży i czy w przyszłości fotografia stanie się dla niej czymś, sprawiającym co najmniej tyle radości ile daje teraz nam… Jak to w życiu bywa – czas pokaże 🙂
12 komentarzy
Jestem na prawdę pod wrażeniem! Super pomysł z tym urodzinowym prezentem,a niektóre strzały …no pozazdrościć 😀
Nooo – powiem Ci, że my też byliśmy pełni dumy, jak po raz pierwszy przeglądaliśmy jej zdjęcia po wyjeździe. Mocno się zastanawialiśmy, czy to aby nie za wcześnie na zakup aparatu, ale rzeczywiście pomysł okazał się być trafiony 🙂 Dostała też kampera, takiego bardzo dobrze oddającego detale prawdziwego pojazdu (ma korbę na punkcie kamperów) – pewnie trzeba będzie kiedyś taki wynająć i się nim dostać gdzieś ;]
Przepiękne zdjęcia 🙂 U mojej czterolatki też budzi się pasja do fotografowania, choćby telefonem kiedy tylko ma możliwość 😀
Pozdrawiam
Jak się okazuje to idealny wiek na fotograficzne początki 😉 Fajnie, że maluchy już urządzenie są w stanie opanować a do tego mają swoje własne spojrzenie, nie obciążone tymi wszystkimi „dorosłymi” zasadami.
Wspaniały pomysł i utalentowana Kaja! Ma w sobie serce fotografia. 🙂 Najbardziej zachwyciła mnie sesja na plantacji herbaty i pan z tuk-tuka. 🙂
Też uwielbiamy te zdjęcia z plantacji :). Tak śmiało dreptała między krzakami, fotografowała pracujące kobiety, ale przede wszystkim wchodziła z nimi w interakcje! Pokazywała zdjęcia, coś opowiadała (rzecz jasna po polsku 😉 ). Wracamy do tych wspomnień z mokrymi oczami. Oby ta pasja z nią pozostała jak najdłużej – aparat był najlepszym prezentowym pomysłem, na jaki mogliśmy wpaść:). Pozdrawiamy
W życiu nie przypuszczałabym, że czteroletnie dziecko robiło te zdjęcia. Mega mi się podobają 🙂
Co prawda 70% było odrzutów, ale też byliśmy w szoku po zgraniu zdjęć z karty z SD na komputer :).
kxmpaq
didend
hvpxzr
qxsq6a