Przeglądamy zasoby naszych głów, w poszukiwaniu terminu, który w najlepszy sposób odda charakter ubiegłego roku. Jesteśmy zgodni.
Szalony! (Miejsce 2: „Porąbany” ^^)
Działo się tak dużo, że dopiero przeglądając zdjęcia, przypomnieliśmy sobie, że w niektórych miejscach byliśmy. Ba – w najbardziej szalonych fantazjach sprzed roku, nie przypuszczaliśmy nawet, że tyle zrobimy i zobaczymy przez te 12 miesięcy.
Był to też trochę rok przełomowy. Niektóre z naszych pasji (wspinanie!) wynieśliśmy na nieco wyższy level, a kilka starszych (takie przykładowe fotografowanie ptaków) – dostało rykoszetem i z braku czasu traktowane było po macoszemu.
Końcówka roku niestety dowaliła nam ciosem korby od Stara i to w najczulszy punkt – zdrowie. Bez niego i szczęścia – ciężko cieszyć się wszystkim innym. Jeszcze mocniej doceniliśmy wagę rodziny i miłości!
Nowy Rok, zamiast w górach, przywitaliśmy w szpitalu, na oddziale chirurgii dziecięcej (pozdrawiamy panie pielęgniarki, które o północy potrafią zamienić Piccolo w działający energetyk 😉 ) i tym samym przeklinamy powiedzenie „jaki Nowy Rok – taki cały rok” – a kysz! 2020ty – zabraniamy Ci serwować takich niespodzianek!
Czas na pozytywy…
2019 w liczbach
.
#>300GB nowych zdjęć musiały unieść w nasze dyski i karty pamięci ;).
#20 lotów odbyliśmy w przeciągu całego roku. Trochę tego było. Podróżowanie samolotem od dawna nie jest dla nas przyjemnością (a wręcz przeciwnie), ale z braku czasu i sporymi odległościami – koniecznością .
#10 lat – tyle czasu stuknęło nam 4 lipca, od kiedy powiedzieliśmy sobie „TAK!” na ślubnym kobiercu. Od tego momentu, na pełnym legalu i ze wspólnym nazwiskiem – zaczęliśmy przemierzać świat ^^. (Wcześniejsze 3 lata też były niczego sobie 😉 ).
.
.
#7 lat – skończyła w tym roku Kaja. Koniec żartów (no… może niektórych) – we wrześniu 2019 nasz maluch poszedł do pierwszej klasy! Zaczęły się za to problemy z wyjazdami w ciągu roku i nasza kreatywność musiała z tego tytułu wejść na wyższy level!
.
.
#3 kontynenty – na tyle udało nam się dotrzeć i we fragmentach zobaczyć.
#2 razy odwiedziliśmy Islandię! Do tej pory nie mogliśmy się tam wybrać, cały czas nam było nie po drodze – a tu masz Ci los.. Do tego latem i zimą. Niestety – zorzy polarnej nie widzieliśmy ani razu…
#1 raz stanęliśmy (a właściwie usiedliśmy) przed kamerami (archiwalny odcinek „Mamma mia” dostępny jest na ipli). Opowiadaliśmy o podróżowaniu z dzieckiem po Birmie. Co to był za stres. Na szczęście program nie był nadawany na żywo ;).
.
.
Teraz spokojnie możemy przejść do „mięska”, czyli naszych podróżniczych hitów ubiegłego roku. Z góry (takiej nawet wysokiej) przepraszamy, jeśli którymś z tych miejsc rozwaliliśmy Wam podróżnicze plany i ponownie czeka Was praca u podstaw. Sorry. Nam też się zdarza usłyszeć o czymś, co wyżera nam mózgi, zanim tego nie zrobimy ;). Taki już żywot niepokornych dusz…
DJ odpala gramofon i serwuje takie oto hity. Kolejność (nie)przypadkowa!
.
23. Zimowy wschód słońca na Rusinowej Polanie (Tatry)
Fajny to był wschód! Byliśmy pewni, że z dzieckiem wturlać się w Tatrach gdzieś z czołówką, o nienormalnej porze – będzie ciężko. Dziecko nie narzekało (wręcz przeciwnie!), mimo, że na zachód słońca spędziliśmy w tym samym miejscu ;).
.
.
22. Zimowy zachód słońca na szczycie Beskid (Tatry).
To był krótki, ale treściwy wyjazd w Tatry. Nie poszliśmy spać zbyt wcześnie, ale trafił nam się naprawdę zacny zachodzik na pożegnanie! Było bezwietrznie, piękna widoczność, na niebie szybko pojawił się księżyc. W takich chwilach góry zabierają kolejny kawałek serca ;).
.
.
21. Sardynia służbowo
Takie niespodzianki – zdecydowanie mile widziane. Krótki, ale treściwy wyjazd na Sardynię uzupełnił braki w witaminie D3.
.
.
20. Jaskinie lodowe na Islandii (lodowiec Jökulsárlón zimą).
.
Wnętrze jaskini lodowej przypomina statek kosmitów! Wyprawa do jednej z nich – była jedną z najbardziej pamiętnych przygód ubiegłego roku. Zwłaszcza dla Kai! Niestety – jaskinie lodowe dostępne są tylko zimą. Jeśli interesuje Was taki temat – zajrzyjcie koniecznie do tego tekstu, w którym opisaliśmy wszystko ze szczegółami.
.
.
19. Trekking wokół Fitz Roya (Patagonia – Argentyna).
W lutym wyruszyliśmy do Argentyny. Naszą przygodę z Patagonią rozpoczęliśmy w El Chalten. Do plecaków zapakowaliśmy namioty, śpiwory i jedzenie na kilka dni. Całe dnie marszu, noclegi na campingach bez żadnej infrastruktury (poza latryną 😉 ), wschody i zachody słońca – to była przygoda!
.
,
18. Spotkanie z pingwinami na Końcu Świata (Isla Martillo – Ushuaia, Argentyna)
Przyznajcie sami – kto z Was nie marzył o spotkaniu twarzą w twarz (ta jedna ma dziób!) ze słodkimi pingwinkami? No kto? Każdy, choć raz w życiu, fantazjuje o zobaczeniu na żywo pingwina! Nam udało się to wreszcie zrobić, ale musieliśmy w tym celu dostać się na Koniec Świata. Łatwo nie było (do poczytania tutaj).
P.S. Strasznie tam u nich śmierdzi!
.
.
17. Pożegnanie lata w Tatrach polskich i słowackich
Jakie miejsce jest najlepszym kandydatem na weekendowy wyjazd w końcówce lata?
a) morze,
b) termy w Bukowinie,
c) Tatry.
Tak więc… ten.. no… Wyruszyliśmy w Tatry w sobotę z rana, co było totalnym szaleństwem (biorąc pod uwagę to, że jesteśmy z Wrocławia, a w poniedziałek idziemy do pracy). Na zachód słońca wybraliśmy Sarnią Skałę, wschód słońca przywitaliśmy przy Szczyrbskim Jeziorze, a popołudniowa kawka z termosu popłynęła na Łomnickiej Przełęczy. Wracaliśmy w korku jak diabli, ale warto było!
.
.
16. Wschód słońca na Prednym Solisku (Tatry słowackie)
Nad jesiennym wyjazdem w Tatry słowackie zawisły ciemne chmury. Pierwszą rezerwację w schronisku musieliśmy odwoływać, a wiecie sami, jak ciężko wbić się do tatrzańskiego schroniska. Za drugim razem z kolei, sytuacja w najbliższej rodzinie była delikatnie mówiąc – trudna. Na miejscu mieliśmy w tamtym czasie związane ręce. Wyruszyliśmy więc, żeby nie chodzić ze stresu po ścianach. Na autostradzie mieliśmy już zawracać. Finalnie – dobrze, że dotarliśmy. Wspinaczka przy świetle czołówek łatwa nie była. Byliśmy szalenie dumni z Kai, że tak dziarsko pomykała w górę. Wróciliśmy z kolei z „czystymi głowami” w momencie, w którym mogliśmy się realnie do czegoś przydać.
.
.
15. Wspinaczka w Sokolikach (Rudawy Janowickie)
Panel panelem, ale prawdziwy wspin zaczyna się w skałach! Jak tylko (na kursie) opanowaliśmy większość operacji sprzętowych, dzięki którym możemy korzystać z dobrodziejstwa obitych dróg – prawie każdy ciepły weekend spędzaliśmy pod Jelenią Górą, w skałkowym raju. W 2020 – w planie mamy eksplorację słynnej Jury (z taką piosenką na ustach^^).
.
.
14. Torres del Paine – Chile
Nie da się inaczej opisać naszej wizyty w chilijskiej perełce, Torres del Paine, jak komediowym cytatem „A miało być tak pięknie”. Patagonia ewidentnie zebrała wszystkie deszcze i wiatry z okolicy, żeby nam przywalić w tym właśnie miejscu. Z całej naszej podróży po Argentynie i Chile, to Torres del Paine otrzymał berło pierwszeństwa i to w kilku kategoriach:
– pierwsze udane przewrócenie przez wiatr (wstać łatwo nie było!),
– pierwszy górski trekking na kolanach (na niemałym odcinku),
– pierwszy nocleg na oficjalnym campingu, na nielegalu (zeszliśmy ze szlaku tak późno, że recepcja już nie działała, a na wschód słońca też trzeba było zdążyć ^^),
– pierwsze przebieranie się w terenie w czerwoną sukienkę, przy temperaturze bliskiej zeru!
Coby nie gadać – Torres del Paine jest spektakularnie piękne i mamy z nim jeszcze kilka porachunków. Wrócimy. Może nie w 2020, ale na pewno wrócimy.
.
.
13. Hruboskalskie skalne miasto (Czeski raj, Czechy)
Takie cuda serwują przy granicy nasi sąsiedzi. Właściwie to przyroda trochę ich wyręczyła i ogarnęła większość roboty ;). Tak czy inaczej – skalne labirynty, obrośnięte mchem i schowane w gęstwinie lasu – tworzą magiczny klimat. Nad nimi góruje piękny zamek, a w okolicy jest mnóstwo atrakcji. Że też dopiero w tym roku tam tam trafiliśmy…
.
.
12. Wulkan Bromo na Jawie (Indonezja) przy wschodzie słońca
Świt, który możemy spokojnie zaliczyć do listy TOP10 najpiękniejszych, które do tej pory „zaliczyliśmy” (tutaj cała historia i mnóstwo zdjęć). Zbieraliśmy się długo, zanim udało nam się zdecydować na podróż w te strony. Nie żałujemy! Wschód na górze Penanjakan, z krainą wulkanów jak na talerzu – to było coś! Oczywiście, jak to my, chcielibyśmy więcej mgiełek, więcej dymu, wypuszczanego przez Semeru, ale i bez tego było co oglądać!
.
.
11. Rejs po Komodo (Indonezja)
Nie było łatwo tu dotrzeć z Polski. Najpierw lot na Jawę, później indonezyjskimi liniami na odległą wyspę Flores. W mieście Labuan Bajo wsiedliśmy na drewnianą łódź, która stała się naszym domem na 3 dni. Opłynęliśmy kilka rajskich wysp, zobaczyliśmy na żywo słynne smoki z Komodo, snorkowaliśmy z kolorowymi rybkami i wygrzewaliśmy się na rozgrzanym dachu naszego stateczku. Jeśli narobiliśmy Wam smaka na taką przygodę – zajrzyjcie koniecznie tutaj.
.
.
10. Zimowa Islandia
To było czyste szaleństwo. Początek marca, a my wskoczyliśmy w samolot tanich linii i na kilka dni wyruszyliśmy w stronę zaśnieżonej Islandii. W 3 dni zrobiliśmy dobre kilka tysięcy km! Na lodowcu Jokursalon mieliśmy umówionego przewodnika na konkretną godzinę. Jechaliśmy tam w zamieci jakieś 450 km. Dotarliśmy 15 min przed czasem! Gotowaliśmy na mrozie, na kuchence na paliwo stałe makaron na wodzie gazowanej, bo nie wiedzieliśmy, że w sklepie tylko taką można kupić. I to wszystko z 6cio-latką. Oby dziadkowe tego nie czytali ;).
.
.
9. Wschód słońca na wyspie Padar (Indonezja)
Kolejne miejsce tak piękne – aż nierealne. Na wysoko położony punkt widokowy wyspy Padar wdrapaliśmy się jeszcze w nocy. Było całkiem ciepło, więc przyjemnie czekało się na pierwsze promienie wschodzącego słońca, które zmieniały koloryt wyspy z minuty na minutę. Więcej zdjęć i informacji praktycznych znajdziecie w naszym tekście o Komodo – tutaj.
.
.
8. Islandzkie krajobrazy latem
W ciągu jednego roku zobaczyć Islandię w dwóch odsłonach (letniej i zimowej) – to było coś. W 5 dni udało nam się objechać wyspę dookoła i zaliczyć naprawdę skrajne warunki pogodowe i oświetleniowe. Mimo, że nasze wymarzone miejsca mocno nam nie dopisały – inne z kolei dały czadu. Islandia jest tak piękna, że nawet deszcz rzęsisty nie jest w stanie jej zepsuć. Niemniej jednak – następnym razem prosimy o więcej słońca i więcej maskonurów ;).
.
.
7. Prachowskie Skały w Czeskim Raju
Ponownie ukłony w stronę naszych czeskich sąsiadów. Podczas, gdy ogromną popularnością cieszy się Adrszpaskie Skalne Miasto i Teplickie Skały – to miejsce w zasadzie świeci pustkami. Nas zauroczyło o wiele bardziej! Zajrzyjcie koniecznie do tego tekstu.
.
.
6. Skały Schrammsteine w Saskiej Szwajcarii (Niemcy)
Miała być via ferrata – trafiliśmy na skalny punkt widokowy Schrammsteinaussicht. Ferratę znaleźliśmy po zejściu, ukrytą za gęstwiną drzew i skał. Z pewnością przypadkowe osoby na nią nie trafią ;). Nie żałowaliśmy jednak, że cel naszej wycieczki wymknął się spod kontroli. Nie dość, że trafiliśmy na niesamowicie widokowe miejsce, do którego prędko pewnie byśmy nie dotarli – to w dodatku na całkiem niezły zachód słońca! Przypadek czasami robi niezłą robotę ;).
.
.
5. Laguna Torre (Patagonia, Argentyna) – o wschodzie słońca
Laguna Torre to chyba jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie do tej pory było nam dane oglądać. Dojście tu wymaga wielu godzin marszu, dzięki czemu na tłumy nie można narzekać. Zwłaszcza o takich porach jak wschód i zachód słońca, kiedy dzieje się tu absolutna magia. Warunkiem jest oczywiście dobra pogoda, bo Patagonia potrafi dokopać niejednemu trekkerowi, o czym sami mieliśmy okazję się przekonać. Jeśli macie smaka na więcej zdjęć i informacji praktycznych – zapraszamy tutaj.
.
.
4. Lodowiec Perito Moreno w Argentynie
Zdjęcia tego lodowego kolosa robiły na nas wrażenie jeszcze przed wyjazdem, ale zobaczenie na żywo takich mas lodu – nie do opisania. Do tego cielenie lodowca – kiedy kilkudziesięciometrowe ściany, z ogromnym hukiem wpadają do wody… To naprawdę robi wrażenie. Więcej o Perito Moreno pisaliśmy tutaj.
.
.
3. Dieng (Jawa) – wschód słońca na Sikunir Hill
Jeśli wybieracie się na Jawę, „wulkaniczny” wschód słońca jest punktem wręcz obowiązkowym. To zwyczajnie trzeba zobaczyć! Do Dieng zagląda na szczęście znacznie mniej turystów, niż w okolice Bromo. Taki widok nie jest więc tak „zainstagramowany”, jak wcześniej wspomnianego. Widoki za to – coś pięknego! (Więcej o Dieng do poczytania tutaj).
.
.
2. Dziesiąta rocznica ślubu na rajskiej Serai (Indonezja)
W ognistej Indonezji, nie mogliśmy wybrać gorętszego miejsca (no może poza kraterami wulkanów ^^) na świętowanie tego dnia! Zleciało szybko, jak miesiąc intensywnej podróży (faktem jest, że bywało intensywnie 😉 ). 10 lat po ślubie (a kilkanaście – razem!) – to szmat czasu, a my nadal nie możemy się sobą nacieszyć i nakręcamy się wzajemnie na nowe pomysły. Jak tu nie wierzyć w przeznaczenie?^^
.
.
1. Cały Świat. Razem.
Wszystkie miejsca, które odwiedziliśmy w ciągu całego roku – były wyjątkowe. Najbardziej cieszy nas jednak to, że mogliśmy je odkrywać wspólnie! Poczuliśmy jeszcze mocniej, ile przyjemności sprawia nam wspólne działanie i ile siły mamy dzięki niemu. Co by nie mówić- takich dwóch, jak nas troje, to nie ani jednego (jakiś banał na koniec musiał być 😉 ).
.
.
Na koniec – chcieliśmy życzyć Wam odwagi i siły do realizacji własnych pomysłów! Coś, co z pozoru może wydawać się straszne i nieosiągalne, po pokonaniu kilku pierwszych kroków, daje się oswoić. Serio :).
30 komentarzy
pdi9sw
xcpv62
woruwb
14yao4
gs7gof
nx3di1
0936rp
h65tdf
55zlt8
x1hlf7
b0fuz4
ghf1ze
8aj1s0
nz90a4
h2zh3f
6m00u8
lylw8m
srhyt6
6k02w4
rtz2fw
ipfw5r
fimafl
1giww3
mobt3f
y1bxt8
iwad6a
kyfjy6
0icsin
pibt1e
k3newi