O tym, ile przyjemności i radości można czerpać ze wspólnych podróży, razem z dzieckiem, zdążyliśmy się przekonać, jak tylko zaczęliśmy „podboje świata” we trójkę. Zobaczyliśmy miejsca, do których pewnie sami byśmy nie trafili, poznaliśmy ludzi, którzy w życiu by do nas nie podeszli, gdybyśmy byli taką sobie kolejną parką w jakimś obcym miejscu… Co jednak najważniejsze – patrzymy na tego naszego małego Śmiejka i widzimy jak chłonie to wszystko, co dla niej zupełnie nowe… jak poznaje świat po swojemu i jakimi, czasami zadziwiającymi wnioskami, dzieli się z nami (a wiadomo – dziecięca logika bywa mocno zaskakująca).
.
Żeby nie było jednak za różowo – taki mały człowiek w podróży zwykle męczy się dużo bardziej niż dorosły. 5 godzin lotu może odczuwać jak 10, a 10 jak 3 dni… (oczywiście często idzie po prostu w objęcia Morfeusza – i wtedy jest mu z pewnością nie najgorzej). Jednak mocno zmęczony i znudzony maluch to gromowładny maluch – i nawet te aniołkowe jednostki potrafią w takich okolicznościach odkryć w sobie małe diabełki.
.
To teraz wyobraźcie sobie sytuacje, w której trafiacie na piękną piaszczystą plażę, po 10-ciu godzinach lotu – maluch patrzy na Was z nadzieją, w poszukiwaniu tego tajemnego plażowego sprzętu, które każde dziecko na plaży mieć musi – wiaderko i szufelka… O cholera – nie zabraliście? Trzeba było jakoś upakować ten wielki jak koc plażowy ręcznik i nawet Wam do głowy nie przyszło, żeby do tego wszystkiego dokładać jeszcze wiadro…
.
Wracacie na noc do hotelu (czy innego miejsca, w którym nocujecie) a tu ciach – wyłączyli prąd. Niby mówili, że w tych rejonach to się zdarza, ale kto by pomyślał. Spoko luz – macie przecież czołówki, żaden problem… do momentu kiedy patrzy na Was maluch i mówi, że chce iść chce siku, a że ciemno to boi się i czyjaś tam latarka go wcale nie pociesza…
.
Zwiedzanie – wiadomo… dużo chodzenia, oglądania tego i owego, ochy i achy… No i co ładniejsze obiekty padają ofiarą Waszych aparatów. Nagle słyszycie…. „Tatooo/ Mamooo? Mogę też zrobić zdjęcie Waszym aparatem?” Nie odmawiacie – bo i czemu… Sprzęt nagle wyślizguje się z rączek malucha ląduje na płycie chodnikowej, a Wy jedyne co możecie zrobić to pozbierać to co zostało.
.
Nie chcemy specjalnie sypać czarnymi scenariuszami, ale każdy z powyższych może się przytrafić. Rodzice znani są z posiadania supermocy i najczęściej, w takich sytuacjach, potrafią wymyślić coś z niczego i odczarować złowrogi klimat. A i malucha „hartować” też trzeba, w końcu podróżnik, mimo, że mały – twardy musi być ;). Czasami jednak magia i spryt nie wystarczą, za to na pomoc mogą przyjść tajemne gadżety… Ale… mało kto wie o ich istnieniu (w końcu wiedza tajemna jest wiedzą tajemną^^). Spieszymy więc na ratunek i prezentujemy nasze znaleziska, które mocno nam (ale przede wszystkim małej Kai) pomagają wtedy kiedy powinny;).
.
Tak wygląda nasza lista 10-ciu naprawdę_fajnych gadżetów, które się świetnie sprawdziły w dotychczasowych podróżach :
.
-
Latarka czołówka z figurką Lego – superbohatera. Wygląda czadersko – bo kto nie lubi superbohaterów i klocków Lego? 😉 Sprawdza się idealnie nie tylko przy powrotach do domu (takiego szeroko pojętego) po zmroku i pacyfikacji jaskiń ale także na co dzień – do „doświetlania” każdej kryjówki czy straszenia nocą taty, siedzącego w pokoju przy zgaszonym świetle. „Must have” każdego małego odkrywcy.
.
-
Słuchawki dedykowane dla dzieci to idealny sprzęt przede wszystkim do samolotu – można je wpiąć w podłokietnik, jeśli na pokładzie są ekrany i dostępne bajki dla dzieci (a rysowanie, spanie, zabawa figurkami się znudziły). Świetnie też sprawdzą się do odtwarzacza mp3 (czy nawet naszego telefonu), na którym możemy w takich sytuacjach włączyć dziecięce piosenki czy audiobooka. Plusem jest rozmiar dopasowany do główki dziecka (z regulacją) i maksymalna głośność, która jest odpowiednia dla małych uszek (co by nie kombinowała nasza pociecha, to krzywdy sobie nie zrobi).
.
-
Odtwarzacz mp3/mp4 dla dzieci. Kolejny gadżet idealny na długie trasy. Ma bardzo proste menu, dopasowane do dziecięcego użytkownika i zaledwie kilka przycisków (do szybkiego opanowania gdzie jest co). Dziecięca playlista + kilka czytanych bajek i tylko słychać jak maluch sobie pod nosem w trasie podśpiewuje;). Często nawet go nie wyciągamy z plecaka, ale bywa, że lot się dłuży w nieskończoność – wtedy to dobre urozmaicenie rozrywek dostępnych na kawałku metra kwadratowego.
.
-
Zwijane wiaderko silikonowe – absolutne odkrycie ostatniego wyjazdu. Na dłuższe wyjazdu pakujemy się wyłącznie do dwóch walizek lub dwóch plecaków, więc miejsce mamy zawsze mocno ograniczone. Zawsze musi się znaleźć jakieś miejsce na statyw, zasilacze i leki, które to zajmują trochę miejsca. Jeśli do tego wszystkiego miało by dojść typowe wiaderko plażowe to umarł w butach. Przed ostatnim wyjazdem na Sri Lankę znaleźliśmy w Internecie coś takiego – rozwiązało to całkowicie nasz „wiaderkowy” problem:
.
-
Szybkoschnący ręcznik w fajne wzory. Pamiętam jak pakowaliśmy kiedyś do plecaków te wielkie klasyczne ręczniki. Ciężkie to jak diabli, w ogóle nie schło i zabierało cenne miejsce. Jak tylko takie szybkoschnące cudeńka zaczęły się w Polsce popularyzować – szybko na nie wpadliśmy i doceniliśmy ich zalety. Minus był taki, że większość dostępnych była najczęściej szarobura, a jednak wiadomo – dzieci lubią kolory. Kilka miesięcy temu odkryliśmy, w jednej z popularnych sieci sportowych, serię baaardzo barwnych szybkoschnących ręczników dla dzieci, które mają wszytą gumkę, pomocną do zrobienia z nich małego rulonika. Świetna sprawa i „nic” nie waży.
.
-
Aparat fotograficzny. Tego pana nie musimy Wam chyba specjalnie przedstawiać. Kto śledzi nasze poczynania, ten wie, że to sprzęt numer jeden dla naszego Śmiejka. Kilka miesięcy temu został jej podróżniczym „kompanem” i od tego czasu jego matryca rejestruje świat, który mała Pani Fotograf stara się „uchwycić”. Jest wodoodporny i wstrząsoodporny – więc może lecieć na glebę i do strumyków górskich i nic mu się stać nie powinno. Idealny dla rączek, z który cały czas coś wypada ;).
Tutaj jedna nasza uwaga – dostępne na rynku rozwiązania nie są niestety do końca dopasowane do małych dzieci. Menu w kajkowym sprzęcie jest niby dziecięce, ale zrozumiałe bardziej dla szkolnego dziecka – fajnie by było, gdyby ktoś stworzył czysto graficzne… Dla takiego kilkulatka komunikat tekstowy o możliwości skasowania sobie zdjęcia, czy włączenia lampy nic nie mówi. Odpowiednia infografika mogła by zdecydowanie tutaj pomóc. Drugą sprawą jest sam przycisk spustu – taki w tradycyjnym miejscu (jak w „dorosłym” aparacie) nie jest łatwy do opanowania dla małych paluszków. Dziecko musi się nagimnastykować rączkami, żeby jednocześnie stabilizować aparat i wciskać spust. Zauważyliśmy, że intuicyjnie szuka go po prawej stronie obudowy – może kiedyś jakiś producent weźmie to pod uwagę 🙂 Wtedy byłby to sprzęt idealny.
-
Plecak z super brelokiem. Oczywista sprawa – każdy podróżnik musi mieć swój plecak. Ten mały także. Plecak potrzebny jest przede wszystkim do przewożenia skarbów – małych zabaweczek, czegoś do rysowania i.. wiadomo… słodkiej przekąski. Powinien mieć obowiązkowo czaderski breloczek (u nas nie mogło być innego^^) – żeby było wiadomo do kogo plecaczek należy. Poza szelkami jakieś dodatkowe pasy zapinane z przodu… W tygodniu ciężko pracuje jako plecak „na basen” i dzielnie czeka na swoje wielkie ekspedycje w daleki świat 😉
-
Zagadki logiczne spięte plastikową sprężynką, albo „śrubką”. Jeden pakiet jest wielkości notesika a zawiera jakieś 100 zadań do rozwiązania. Świetny sposób na zaangażowanie malucha w bardziej czasochłonne zadanie (siebie przy okazji także^^) i dwie godzinki lotu znikają nie wiadomo kiedy.
.
-
Małe laleczki Polly pocket i silikonowe ubranka. Kolejne odkrycie sezonu (i przy ich okazji zapinane woreczki z nadrukowanymi zestawami wyrazów dla dzieci – do jednego pakujemy laleczki, do drugiego ubranka). Są malutkie, lekkie i można je do woli przebierać w niezniszczalne ubranka. Wieczorami Kaja je rozkładała na kocu, na werandzie i odgrywała najróżniejsze scenki. W samolocie były przebieranki na stoliku przed siedzeniem. W wodzie – oczywiście zabawa w „basen”. Taki zestaw spokojnie zastępuje kilkanaście innych zabawek (nie wiem tylko jak sprawdził by się u chłopców).
.
-
Zegarek musi być. Wyobrażacie sobie Jamesa Bonda bez zegarka? Nie ma mowy! Ktoś musi pilnować, żeby dorośli nie spóźnili się na pociąg, a o godzinie 6 będzie najpiękniejszy zachód słońca w tym miesiącu i jak się spóźnimy to kaplica – zostaną same brzydkie. Mały podróżnik z zegarkiem staje się Podróżnikiem Starszakiem, a to już wyższy level wtajemniczenia. Zwłaszcza, jeśli jest to zegarek z malunkami z „Gwiezdnych Wojen”…
.
Pewnie z czasem ta lista się mocno zmieni – dzieci rosną i z wiekiem ich potrzeby mocno się zmieniają. Z gadżety z resztą, jak to gadżety – często wiele ułatwiają i zapewniają dodatkową rozrywkę, a kiedy dziecko w lesie dopada kije i dwie ogromne szyszki to żadna elektronika czy silikony mu do szczęścia nie potrzebne 😉 I takich doświadczeń Wam najbardziej życzymy (oczywiście bardzo ucieszy nas, jeśli którykolwiek z naszych „wynalazków” przyda się Wam w dzieciowo-podróżniczej lajfie 😉 ).
3 komentarze
Świetny spis potrzebnych gadżetów! Fajny pomysł z przyczepieniem breloka, tak aby móc odróżnić, do kogo dana rzecz należy. Dodatkowo, ciekawy wzór takiego breloczka to także forma ozdoby.
Musimy stworzyć nowy, bo wiele się pojawiło w ostatnim czasie świetnych patentów dla podróżujących dzieci! Ten plecak z Decathlonu jest tak popularny, że koniecznie trzeba go oznaczać ;). Pozdrawiam gorąco!
Właśnie na Was trafiłem – fajna stronka:) Na pewno sie tu rozejrzę. Aparat super, doskonały pomysł. Nie wiedziałem, że Nikon takie robi. Ale brelok diabeł dla dziecka? No proszę…