Zanim dostaliśmy się południe Argentyny (do Patagonii), żeby spełnić jedno z naszych największych podróżniczych marzeń, czekał nas niedługi stop w Buenos Aires. Zdecydowanie wolimy oddychać górskim powietrzem niż „wyziewami” miasta rozbudowanego po sam horyzont. Żal byłoby jednak nie wykorzystać tego kawałka dnia, jaki dzielił nas od kolejnego lotu. Za cel obraliśmy więc portową dzielnicę La Boca, znaną ze swoich kolorowych budynków, murali, stadionu Boca Juniors i bogatej historii.
.
Patrząc z góry, La Boca swoim kształtem przypomina usta (ujście rzeki Riachuelo rysuje ten, dający popis wyobraźni, obraz). Takie też jest jej znaczenie w języku hiszpańskim. Ale nie tylko wygląd ma wyjątkowy. Historia tego miejsca jest równie barwna, jak jego architektura i wszechobecne murale. Pierwsi imigranci zaczęli tu napływać w latach 30tych XIX wieku. Początkowo byli to Włosi (ponoć nazwa La Boca wywodzi się od nazw jednej z dzielnic w Genui). Wkrótce potem dołączyli do nich także Francuzi, Hiszpanie, Irlandczycy, Anglicy, a nawet Grecy i mieszkańcy krajów Europy Wschodniej. Nowo przybyli mieszkańcy budowali nowe domy nierzadko z pozostałości okrętów, z desek i blachy falistej. Malowali je także resztkami farby ze stoczni, a że często jednego koloru nie starczało na większą powierzchnię – nowo powstałe budowle otrzymywały wielobarwne fasady. Dzielnica nabrała „patchworkowego” charakteru.
.
.
Jeszcze na przełomie XIX i XX wieku był to jeden z najbardziej zaludnionych obszarów Buenos. Przez moment nawet (w latach 80-tych XIX wieku) La Boca ogłosiła się „Niezależną Republiką La Boca”, odcinając się na chwilę od Argentyny. Jednak z chwilą powstania nowego portu w Puerto Madero ludność zaczęła przenosić się wgłąb miasta. La Boca powoli przymierała… W połowie lat 50-tych ubiegłego wieku, pewien lokalny artysta – Quinquel Martín, postanowił uratować dzielnicę. Skrzyknął jej mieszkańców, żeby odmalować większość budynków w jaskrawe kolory, przywracając im pierwotną duszę. Chciał nawiązać do czasów pojawienia się pierwszych imigrantów w tych stronach. Udało się! Kolorowa dzielnica przyciągnęła (i przyciąga do dziś) nie tylko malarzy, tancerzy czy aktorów teatralnych, ale także wielu turystów.
.
.
La Boca dziś
.
.
Obecnie La Bocę zamieszkują głównie imigranci z Paragwaju, Boliwii, niektórych krajów Afryki, ale także artyści z różnych stron Ameryki Łacińskiej. Ciężko nie zauważyć panujących tu kontrastów. Wiele domów nadal zamieszkują bardzo biedni ludzie, spychani na margines społeczny, a w ich pobliżu stoją drogie restauracje, sklepy i szkoły tańca. Nadal działa tu jedna z pierwszych w kraju stacji radiowych i wojskowe grupy muzyczno – taneczne. Na deptakach artyści sprzedają swoje prace – najczęściej obrazy, biżuterię, wyroby dziewiarskie i pamiątki. Jest też mnóstwo sklepików z różnościami, „chińszczyzną” i przepysznymi lokalnymi łakociami ;).
.
.
Nas jednak najbardziej zachwyciły wszechobecne murale. Niektóre zajmują ogromne przestrzenie i są nie tylko dziełami sztuki. Wiele z nich porusza realne problemy, z którymi zmagają się nie tylko lokalni mieszkańcy, ale także cały kraj. Bywa, że niektóre przestrzenie po roku czy dwóch są zamalowywane nowymi pracami. Są jednak takie, które wiążą się na tyle mocno z danym miejscem, że nikt nie próbuje na ich zasłaniać kolejnymi malunkami.
.
.
Sporą popularnością cieszy się stadion drużyny Boca Juniors – La Bombonera (ponoć z lotu ptaka wygląda jak pudełko czekoladek). Piłkarze mają na swoim koncie mnóstwo sukcesów, a zakup biletów na ich mecz ponoć graniczy z cudem. Pod stadionem zauważyliśmy wiele autokarów i kolejki zwiedzających. My jedynie przeszliśmy obok, rzucając okiem na niebiesko – żółtego kolosa ;).
.
,
.
El Caminito
Większość udających się do La Boca turystów najczęściej jednak udaje się na ulicę El Caminito. I to widać gołym okiem, jak tylko się tu dotrze ;). Mimo, że znaczenie jej nazwy, czyli „mały chodnik” lub „mała uliczka” dobrze oddaje wielkość tej niespełna 100 metrowej uliczki – to właśnie ona budzi największe zainteresowanie wśród przyjezdnych. Z jednej strony nie ma dobrej reputacji – bo głośna, nieco tandetna, przeładowana sklepikami i restauracjami. Może i tak, ale to właśnie tutaj „wszystko się zaczęło”, kiedy to na przełomie XIX i XX wieku powstawały tu pierwsze domy wielorodzinne. Długie budowle, z malutkimi pokojami, które nierzadko dzieliło wiele osób z rodzin imigrantów miały fasady w najróżniejsze kombinacje kolorystyczne. Być może w obecnej formie El Caminito nieco straciło na swojej autentyczności, to jej jaskrawa kolorystyka i wygląd budynków dobrze odwierciedlają historię tego miejsca i tworzą klimat, który przyciąga zwiedzających. Nawet szyldy, wiszące nad restauracjami i miejscami, w których można obejrzeć tango lub spróbować swoich sił w tańcu – przywodzą na myśl dawne czasy. Bardzo szybko zorientowaliśmy się więc gdzie jesteśmy ;).
.
Sama uliczka bardzo mocno kojarzy się z tangiem. Tancerze, stojący na chodniku, zapraszają do licznych klubów i na pokazy tańca. Z głośników gra muzyka, co wymaga opanowania podrygujących w sportowych butach stóp ;). Na argentyńskie „balety” nie udało nam się niestety załapać.
.
La Boca – bezpieczeństwo i informacje praktyczne
– Zwiedzaj najlepiej za dnia. Intensywne kolory budynków wyglądają nieźle nawet w ostrzejszym świetle, więc na zachód słońca możesz udać się gdzie indziej ;).
– Jeśli koniecznie chcesz zajrzeć w zakamarki – rób to „z głową”. Najlepiej zabierz ze sobą kogoś z okolicy (przewodnika, hosta itp.), albo zapytaj o radę kogoś z okolicy. Kiedy chcieliśmy przejść jednym ze skrótów przy niewielkim parku, jeden z biegaczy odradził tą trasę. Przestrzegł przed częstymi napaściami na turystów w tym czasie, bo była to godzina zmiany warty w okolicznym posterunku.
– Jeśli obawiasz się o swoje bezpieczeństwo, a chcesz odwiedzić to miejsce i dodatkowo czegoś więcej dowiedzieć się od kogoś dobrze zorientowanego – skorzystaj z ofert lokalnego przewodnika (jeden z przykładów).
– Brak metra.
1 komentarz
iz1i8e