Tym razem opowiemy co nieco o tym, dlaczego w Baganie przyjezdni tak mało śpią (i dlaczego jest ich tu tak wielu!). Znacie nas – doskonale wiedzieliśmy gdzie jedziemy i bez sympatii do budzika, byłoby ciężko. Jednak to co się tu działo wprawiło nas w osłupienie! Każdy… dosłownie każdy chce tu celebrować wschody i zachody słońca. Oczywiście w najbardziej widokowych miejscach! Co takiego Bagan ma w sobie, jak miały się nasze wcześniejsze wyobrażenia do tego, co zastaliśmy i czy porwała nas jego słynna magia?
BAGAN – PIERWSZE STARCIE
Po Hpa-an, w którym spotykaliśmy głównie lokalnych mieszkańców, pierwsze chwile w Baganie były dla nas lekkim szokiem. Mnóstwo hoteli, hosteli, „guest house’ów”, podróżnych na skuterach i knajpek na każdym kroku. Ceny także zauważalnie wyższe (ale bez dramatu, bo Birma jest naprawdę tania!). Przyglądaliśmy się jednak mapom i wiedzieliśmy, że to duży teren i poza miastem gdzieś Ci ludzie muszą się rozejść ;]. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy w ciągu dnia, przy pierwszym objeździe okazało się, że przy większości świątyń i pagód byli jacyś ludzie, a na parkingach autokary pełne turystów!
Na szczęście im dalej od głównych dróg – tym luźniej. Zjeździliśmy i przeszliśmy kawał terenu. W jednej ze świątyń spotkaliśmy mnicha, który podróżował po całej Birmie, odwiedzając najważniejsze dla Buddystów miejsca. Pokazał nam mnóstwo zdjęć na swoim ogromnym smartfonie (od kiedy telefonia komórkowa i Internet zagościły w tych stronach, na każdym kroku widać wlepione w ekrany twarze), opowiedział o ludziach z całego świata, którzy przyjeżdżają do niego uczyć się medytacji…
Część mniejszych świątyń była w ciągu dnia także pusta i Kaja przeskakiwała od jednej od drugiej, co chwilę zrzucając butki. Stópki szybko zrobiły się czarne, bo skarpetki tu też nie przejdą ;). Próbowaliśmy znaleźć jakiekolwiek wejście na wyższe poziomy, ale wszystkie były zamurowane.
Przed wyjazdem naczytaliśmy się o takich, w których jest po 7 pięter z licznymi korytarzami i zakamarkami! Można się w nich pogubić, ale do zabawy w Indiane Jones’a – jak znalazł ;). Tymczasem nic z tego – pozostały labirynty na parterze. Martwiło nas to jeszcze z jednego powodu. Wschody i zachody nad świątyniami Baganu najlepiej ogląda się z wysokości. Jak tu jednak ją uzyskać, kiedy nie da się wejść ponad klatkę schodową?
Zwiedziliśmy zatem największe i najciekawsze świątynie, niestety wyłącznie na poziomie 0.
Zdarzają się jednak magiczne perełki, do których mało kto zagląda w ciągu dnia…
WIEŻA „WIDOKOWA”
Im bliżej zachodu, tym z większym niepokojem przemierzaliśmy teren Baganu, w poszukiwaniu jakiejkolwiek otwartej większej świątyni, albo miejsca na tyle wysokiego, żeby było cokolwiek widać. Niektóre miały świeżo zamontowane kraty w wejściach, inne ogrodzenia wokół, albo wewnętrzne wejścia na wyższe poziomy zamknięte na cztery spusty. W akcie desperacji udaliśmy się do punktu, rekomendowanego przez lokalne władze – ogromnej wieży widokowej.
Zapłaciliśmy po kilka dolarów za głowę i windą wjechaliśmy na szczyt. Możecie sobie tylko wyobrazić nasze miny, kiedy zobaczyliśmy tłum ludzi, upchanych na balkonie i sofach – z kolorowymi drinkami i telefonami w dłoniach! Nie było jednak czasu na ucieczkę. Wcisnęliśmy się ze statywami pomiędzy pana z fantazyjną palemką w drinku, a panią w złotych balerinach, czekając aż słońce schowa się za horyzontem.
Sama idea wieży (platformy) widokowej nie byłaby taka zła, ale zdecydowanie nie w tej formie. Obecna (jedyna) swoją architekturą nijak nie wpasowuje się w teren. Wystaje jak drąg ponad świątynne zabudowania i psuje, naszym zdaniem, krajobraz. W dodatku jej położenie (daleko od świątyń) i wysokość (zdecydowanie za wysoka!) – w efekcie dają mizerne widoki. Ciężko stwierdzić na ile kierowanie ruchu właśnie w to miejsce ma związek z ochroną Baganu, a na ile chęć zarobienia na przyjezdnych. Widać było, że wszyscy w środku całkiem nieźle się bawili. My jednak byliśmy mocno rozczarowani…
MAGIA WSCHODÓW SŁOŃCA
Nasz pierwszy wschód słońca w Baganie nie był najgorszy, mimo, że mało kameralny ;). Świątynia, która nadawała się idealnie na tą porę dnia, kilka dni wcześniej została zamknięta, więc została nam jedna z większych przy głównej drodze – chroniona i oficjalnie dostępna (świątynia 843). Mimo tłumów, udało nam się znaleźć kawałek miejsca da naszej trójki na odpowiedniej stronie balkonu. Ciemna noc powoli zmieniała się w dzień, gasły światła, a na horyzoncie, wraz z pierwszymi promieniami słońca – wyłoniły się balony! Wpatrywaliśmy się w cały spektakl na niebie i ludzie wokół na chwile przestali istnieć.
Kiedy tylko słońce pokazało się w pełnej krasie, dla większości widzów było to wystarczające. Szybko zeszli na dół, a my zostaliśmy sami, z widokami Baganu w ciepłych barwach świtu. Martwiło nas jednak to, że w kolejnych dniach będziemy musieli stoczyć podobną „walkę”.
Na szczęście następnego dnia sprawę uratowały balony :). Od kilku lat marzyliśmy o wschodzie słońca w koszu jednego z nich, lecąc nad świątyniami Baganu (o całej przygodzie pisaliśmy TUTAJ). Unosząc się nad ziemią, na szczęście przestrzeni nie brakuje, widoków i świątyń nic nie przysłania, a klimatu dopełnia niebo jak z filmowego kadru. Przygoda niestety tania nie jest (ok. 350 USD/ za osobę), ale jeśli możecie sobie pozwolić na taki wydatek to zdecydowanie warto.
Nie obyło się także bez przygód. Nasz zegarek tykał coraz szybciej, a czas w Baganie powoli dobiegał końca. Zależało nam na znalezieniu miejsca, w którym w ciszy nacieszymy się długo wyczekiwanym momentem. Zaryzykowaliśmy. Dzień wcześniej przyglądaliśmy się jednej ze świątyń, na której wysoki „balkon” z łatwością można się wspiąć po zewnętrznych schodach. Ponoć ochrona zaglądała tam z rzadka w środku nocy, bo leżała daleko od drogi. Wyłączyliśmy więc światła naszych czołówek i w blasku księżyca wdrapaliśmy się na nasz upragniony punkt widokowy. Rozłożyliśmy statywy, sprzęty foto, kocyk… Siedzieliśmy i czekaliśmy. Powoli zaczynało jaśnieć, więc jak na gwoździach obserwowaliśmy otoczenie. Niestety koniec naszego szczęścia nastał dość gwałtownie, kiedy to dwóch panów zaczęło latarkami przyglądać się naszej kryjówce. Zanim więc słońce wzeszło za horyzontem, byliśmy znów na poziomie gruntu.
Dzień wcześniej jednak, Kaja całkiem przypadkowo natknęła się na niewielkie przejście (trzeba było przez nie przedostać się na kolanach), w co prawda mniejszej świątyni, ale z przyzwoitym widokiem. Zdążyliśmy do niej dotrzeć dosłownie minutę przed wschodem. Poza nami, miejsce odkryła także jakaś parka, więc chyba przeszkodziliśmy im trochę ;). Tak czy inaczej – było kameralnie ;).
Duże świątynie lepiej więc sobie darować. Chyba, że tłumy Wam nie przeszkadzają. Zaglądajcie więc do tych mniejszych, na uboczu i dokładnie przyglądajcie się ścianom ;).
CHWILĘ PO WSCHODZIE
Kiedy poranny spektakl dobiega końca, można zauważyć w Baganie lekkie poruszenie. Dziesiątki skuterów, rowerów, bryczek konnych i samochodów rozjeżdżało się w różne strony. Część ludzi wróciła na śniadanie do miasta. Inni, wykorzystując czas przed upałami, rozpoczęli zwiedzanie świątyń. My powoli opuściliśmy świątynię i pokręciliśmy się po okolicy. Trafiliśmy do szkoły, w której uczyli się młodzi chłopcy, na co dzień mieszkający w zakonie. Nie mieli łatwego startu – osieroceni w różnym wieku, musieli sobie radzić z obowiązkami dorosłych. Wzięci pod skrzydła mnichów dostali szanse na lepsze życie – dach nad głową, edukację i wyżywienie. Jedzą dwa razy dziennie – o świcie (przyjmują jedzenie w formie jałmużny), a później o 11 (sami przygotowują proste posiłki, złożone głównie z ryżu). Zauważyliśmy, że naprawdę młodzi chłopcy ciężko pracują, wykonując codzienne obowiązki (noszenie drewna, wielkich garów z ryżem). Przechadzając się jednak wśród wiszących na sznurach charakterystycznych bordowych i pomarańczowych chust, widać, że nie stracili dziecięcego ducha i codzienne czynności potrafią zamienić w dobrą zabawę. Warto się na chwilę zatrzymać przy takim miejscu i nienachalnie przyjrzeć nieco innej odsłonie Baganu.
ZACHÓD PONAD OCZEKIWANIA
Po przygodzie z wieżą widokową i jej wątpliwym urokiem, co prawda objeździliśmy raz jeszcze okolice, ale nic sensownego na zachód nie znaleźliśmy. Przynajmniej na tzw. klasyki widokowe ;).
Los nas jednak wziął w objęcia i zafundował dużo ciekawsze doznania. Trafiliśmy pod białą świątynię, przy której spotkaliśmy grupy młodych mnichów, a starsi kończyli właśnie prace w ogrodzie. Poszwędaliśmy się po niej, przy okazji pozując do zdjęć ;). Standardowo największe zainteresowanie budziła nasza kilkulatka.
Nagle u jej podnóży zbiegły się dzieciaki i zaczęły grać w piłkę. Całkiem nieźle im to wychodziło, ale jeszcze lepsze niż triki chłopaków było to, co zaczęło dziać się ze światłem zachodzącego słońca i pyłem, który grający wprawili w ruch. Co tam widoki pagód ;). Światło w fotografii czyni prawdziwe cuda!
DLACZEGO TYLE ŚWIĄTYŃ JEST ZAMKNIĘTYCH?
Od stycznia 2018 roku w Baganie sukcesywnie zamykane są świątynie. W głównych drzwiach wejściowych pojawiły się kraty, a wewnętrzne przejścia na piętra są zamurowywane lub zamykane na kłódkę. Te w dobrym stanie, są udostępniane w ciągu dnia do zwiedzania, ale tylko na najniższym poziomie. Wprowadzono także zakaz wspinania się po zewnętrznych schodkach, a część budowli, które takowe posiadają, są dodatkowo zagradzane i monitorowane przez strażników.
Powody jak zwykle są różne. Jednym z nich jest z pewnością niefrasobliwość turystów. W ostatnim czasie miały znacznie wzrosła ilość przyjezdnych, zwiedzających teren Baganu. Wielu z nich odnosiło się z szacunkiem do tego miejsca i „z głową” podchodziła do zwiedzania. Jednak zdarzały się wyjątki, przez które rząd podjął dosyć radykalne działania.
Ze wszystkich historii, jakie usłyszeliśmy na miejscu, najmocniejsza była o Amerykance, która zaledwie dwa tygodnie przed naszym przyjazdem wdrapała się na szczyt jednej z pagód i kiedy jej wierzchołek oderwał się pod ciężarem jej ciała – zleciała w dół i zginęła na miejscu. Wypadek odbił się echem nawet w USA i zaowocował zamknięciem dostępu do większości miejsc.
Wcześniejsze wypadki nie były tak groźne, ale stare klatki schodowe i korytarze nie były przygotowane na taki napór zwiedzających. Zdarzało się, że z zewnętrznej fasady odpadła cegła i wchodzący zaliczali mniejsze lub większe upadki. Jedna z pań wpadła z kolei na pomysł nagiej sesji w środku jednej ze świątyń… Jak zwykle – to co nabroją jednostki uderza w ogół, ale lokalne władze jakoś musiały zareagować.
Niektórzy uważają z kolei, że względy bezpieczeństwa mają mniejsze znaczenie, a bardziej chodzi o pieniądze ;). W Baganie powstała wieża widokowa z drogą restauracją i barem. Obok – luksusowy resort z budynkami w klimacie nawiązującym do jego stylu i kilkoma basenami. Rośnie ilość drogich atrakcji. Pojawiają się więc głosy, jakoby zamykanie świątyń miało odstraszyć backapakersów, a sam Bagan stał się przez to bardziej „luksusowy”.
Ciężko powiedzieć jak będzie wyglądać sytuacja w przyszłości. Ponoć świątynie mają być okresowo udostępniane zwiedzającym. Być może część zostanie odrestaurowana i lepiej zabezpieczona. Niestety wędrowanie tunelami między ukrytymi poziomami budowli i przebieranie w miejscówkach na wschody i zachody słońca należy włożyć między bajki.
W tym celu możecie pojechać nadal do tzw. Małego Baganu ;).
SKĄD NAJLEPIEJ PODZIWIAĆ WSCHODY I ZACHODY SŁOŃCA?
Jak sami widzicie – znalezienie idealnego miejsca na wschód czy zachód słońca w Baganie do najłatwiejszych nie należy. Gdzie zatem się udać, jeśli samo spacerowanie po świątyniach w ciągu dnia Wam nie wystarczy?
> Na początek – co odradzamy
– Kopce widokowe zdecydowanie odpadają. Zarówno jako miejsca na wschody jak i zachody słońca. Są bardzo niskie, tak więc wiele z nich nie zobaczycie. Są bardzo zatłoczone, zwłaszcza wieczorną porą. Autokary zrzucają tu całe wycieczki turystów, inni z kolei przychodzą z leżakami i kocami. Nic specjalnego nie zobaczycie, a tylko się nawkurzacie niepotrzebnie ;).
– Wspomniana wieża widokowa Bagan – zdecydowanie na NIE! Droga wejściówka, tłumy turystów, klimat jak w wakacyjnym barze, głośno, brzydko, wszystko daleko. Możecie się oczywiście przekonać na własnej skórze;).
> Gdzie się udać na wschód/ zachód słońca
– Najświeższe informacje nanosi wielu podróżnych i pojawiają się na bieżąco w aplikacji Maps.me – dobrze mieć ją zainstalowaną. Generalnie – poza popularną wśród fotografów, dużą świątynią dostępną przy głównej drodze (ciężko ją przeoczyć), trzeba się naszukać. Szukajcie na mapach w apce świątyń oznaczonych jako: „Sunrise temple”, „Sunrise and sunset temple”, „Roof climb”, „360′ roof view”, „The best view point”. Jest spora szansa, że z którejś z nich uda Wam się obejrzeć wschód, o jakim marzycie :).
– Jeśli wydatek rzędu 350usd/osobę jest dla Was do przyjęcia – wschód słońca w balonie, lecącym nad Baganem, jest nie tylko niezłą przygodą, ale szansą na podziwianie świątyń o świcie z nieco innej perspektywy, bez przeciskania się miedzy tłumami i walkę o każdy centymetr przestrzeni w popularniejszych miejscach.
– Rozmawiajcie z lokalsami. Czasami ktoś może pokazać Wam swoją tajna miejscówkę.
– Nie liczcie specjalnie na to, że znajdziecie coś w pobliżu dróg dla aut czy skuterów. Trzeba wejść wgłąb terenu i poszperać z dala od ubitych szlaków.
– Poszukiwania najlepiej odbywać w ciągu dnia, a nie tuż przed świtem – wtedy bankowo zostanie Wam podziwianie wschodu z poziomu gleby czy niewielkiej wysokości.
– Zainstalujcie apkę Sun Survey – pozwoli Wam ocenić przydatność znalezionego miejsca pod kątem kierunku słońca.
BAGAN – GARŚĆ INFORMACJI PRAKTYCZNYCH
› Gdzie spać
W mieście znajdziecie mnóstwo hosteli, guest house’ów i hoteli o najróżniejszym poziomie cenowym, jakościowym, w różnych lokalizacjach. Część z nich ma takie udogodnienia jak basen, a przy tym nie są bardzo drogie (chociaż ceny w Baganie są zauważalnie wyższe niż w innych częściach kraju).
Śmiało możemy polecić Zfreeti Hotel (5th Thiripyitsayar street, Nyaung U, Bagan). To był nasz najbardziej luksusowy hotel, z całego pobytu w Birmie (kosztował ok. 120pln/ noc). Zależało nam, żeby Kaja miała gdzie schłodzić się w ciągu dnia i na dobrej lokalizacji. Świetne miejsce z widokowym dachem, na którym podawane są śniadania! W okolicy jest mnóstwo restauracji, sklepów, ale nam najbardziej przypadł do gustu uliczny grill, jakieś 200m od hotelu (info niżej).
Jeśli szukacie czegoś w niższym budżecie – spokojnie znajdziecie tu nocleg w okolicach 60pln/ noc (i taniej). Tutaj lista przykładowa lista noclegów w cenach od ok. 50 pln do 210 PLN/pokój/noc.
› Gdzie zjeść
W Baganie jest mnóstwo miejsc, w których można najeść się do syta zarówno potrawami z kuchni birmańskiej, ale też z całego świata (pizza i spaghetti też się znajdą, jeśli ktoś naprawdę musi 😉 ). My zwykle jadaliśmy tam, gdzie było pełno (oczywiście lokalsów – nie turystów) i zwykle kierując się tą zasadą nie trafialiśmy źle. W Baganie jest co prawda drożej niż w innych rejonach Birmy, w jakich byliśmy wszędzie, ale nawet w ciut lepszych restauracjach ceny są przyzwoite ;).
Jeśli chodzi o kuchnię birmańską, zajrzyjcie do: Sanon, A Little Bit of Bagan Restaurant, czy tańszych Wonderful Tasty, Ma Mae Naing.
Przy okazji jednego z obiadów Kaja dorobiła się tradycyjnego makijażu (koła na policzkach), które zdobią twarze większości tutejszych kobiet. Pełni on przede wszystkim funkcje ochronne, ale przyciąga mocno uwagę przyjezdnych.
Naszym wieczornym hitem na talerzu były smakołyki serwowane na ulicznym grillu, jakieś 100 m od wspomnianego wyżej hotelu. Uwielbialiśmy się tam stołować i zawsze było tłoczno. Najbardziej smakowały nam ryby (ledwo mieściły się na talerzu), mini jajeczka w szaszłykach i sałatka z kukurydzy grillowanej z warzywami. Jest tam wyjątkowo tłoczno, więc chwile czeka się na swoją porcję.
Nasze oczekiwania w stosunku do Baganu były duże (zwykle się jakoś nie nastawiamy, ale zwyczajnie niosło nas tu latami). Pierwsze chwile były niełatwe, bo poczuliśmy się tu trochę jak na Krupówkach – ta ilość turystów na skuterach, rowerach, w każdej knajpce przy ulicy… Kiedy jednak przekopaliśmy się mentalnie przez elementy, które nasz ideał lekko nadszarpnęły – jednogłośnie stwierdziliśmy, że tam wrócimy. W głowach ułożył się nawet cichy plan…
Magia Baganu potrafi porwać, trzeba się tylko odrobinę postarać ;).
8 komentarzy
Jejuuu, ale zdjęcia! I w ogóle fantastyczny blog! Cieszę się, że tutaj trafiłam 🙂
Dzięki bardzo za tak miłe słowa :)). Aż chce się więcej pisać i tworzyć. Ściskamy mocno!
Planuję dłuższą podróż po Azji w przyszłym roku i Birma jest jednym z moich celów. Bagan i ten drugi „mały bagan” na pewno odwiedzę. 😉
Będziesz zachwycony! Jeśli uda Ci się dotrzeć na południe Birmy, to zadziwi Cię brak turystów i krajobrazy (polecamy Hpa-an).
Cudowne, a wręcz magiczne zdjęcia wszystko wygląda jak na widokówce. Birma znajduje się na mojej liście miejsc do odwiedzenia, dziękuję za ten wpis☺️
[…] kilka dni (w całej podróży po Birmie) na poznawanie zakamarków starożytnego Baganu – z ziemi i powietrza. Przydałoby się ciut więcej ;). Jedno jest pewne – wybierając się do Birmy […]
u2ks14
abf6dw