Kolorowe ptaki, Kanał Panamski, lasy deszczowe, palmy, leniwce – to były nasze pierwsze skojarzenia z Panamą, zanim dowiedzieliśmy się o niej ciut więcej. Wystarczyły, żeby poczuć, że chcemy tam lecieć! Kaja koniecznie chciała zobaczyć leniwca, my z kolei – sfotografować tukana. Kupiliśmy więc loty i zaczęliśmy przeglądać Internety – „ptasiarskie” fora z całego świata, najróżniejsze poradniki i przewodniki. W jednym z nich natknęliśmy się na przedziwne miejsce, leżące w samym środku dżungli…
.
.
DAWNO, DAWNO TEMU
W 1965 roku Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych, w samym środku lasu deszczowego (w obrębie obecnego Parku Narodowego Soberania), wybudowały wieżę z radarem. Sprzęt wykorzystywano do kontrolowania ruchu lotniczego, między innymi w obronie Kanału Panamskiego. We wrześniu 1988 roku wieża otrzymała nowe zadanie – została wcielona do sieci radarów tropiących samoloty podejrzane o przemyt narkotyków do Ameryki Południowej. Pełniła tę funkcję aż do czerwca 1995 roku, po czym została zamknięta i czekała bezczynnie na lepsze dni…
W sierpniu, 1996 roku, w tej metalowej konstrukcji zakochał się Raul Arias de Para (w trakcie rządowych prac nad przekształcaniem dawnych instalacji wojskowych m.in. w szpitale czy szkoły). Mówili na nią „wielka puszka po piwie”, a on zobaczył w niej ogromny potencjał! Wyobraził sobie, że będzie można z niej łatwo podpatrywać wiele gatunków ptaków i ssaków ukrytych w koronach drzew (okazało się, że z dachu widać nawet statki przemierzające Culebra Cut – najwęższą część Kanału Panamskiego). Udało mu rok później podpisać z Rządem Panamy długoterminową umowę, przekształcając tym samym teren w centrum obserwacji lasów tropikalnych i rozpoczął pracę nad metamorfozą opuszczonej wieży…
Po dwóch latach ciężkich prac i wydaniu mnóstwa pieniędzy, sny i wyobrażenia Raula stały się rzeczywistością! W styczniu 1999 roku wieża Canopy Tower rozpoczęła swoją nową historię…
Miejsce zaczęli odwiedzać przyrodnicy, birdtwatcherzy, naukowcy i inni goście zewsząd. Pisały o nim najpopularniejsze czasopisma podróżnicze (i nie tylko), a miejsce widniało w rankingach jednej z najlepszych „eko-lodży” na świecie…
20 LAT PÓŹNIEJ
Dotarliśmy w to miejsce po niemalże 20 latach od jego metamorfozy. Co się zmieniło?
.
.
„Domek Muminków”, jak nazwała budynek Kaja, czasy swojej świetności widać, że ma już za sobą. Powitało nas kolczaste ogrodzenie i pusta budka strażnika. Zamknięta na kłódkę brama, z przymocowaną tablicą „US Millitary Defense Site” przez chwilę skłania do sprawdzenia koordynat na mapie – czy na pewno dobrze trafiliśmy? Na betonowych ławeczkach i stolikach, odlanych lata temu, leżą rozpadające się liście, a farba olejna gdzieniegdzie nie wytrzymała więzów ze stalą konstrukcji. Ciężko się domyślić, że to miejsce przygotowane na nowych gości ;).
.
.
Po wejściu do środka od razu rzuca się w oczy surowe wnętrze: kręte – stalowe schody, pozostałości starej maszynerii, proste biurko. Czujemy się jak w prawdziwej bazie wojskowej!
.
.
Nasz pokój znajduje się na drugim piętrze. Całkiem wysoko – drzewa zaglądają do nas przez ogromne okna. Sypialnia jest dosyć skromna, a łazienka przypomina okrętową, ale nie po luksusy tu przyjechaliśmy. W nocy słychać przez nie odgłosy lasu, które usypiają zmęczonych całym dniem tropicieli przyrody ;).
.
.
Ostatnie piętro wieży jest otwartą przestrzenią, która dostarcza zróżnicowanych widoków na las, w zależności od tego, przez które okno spojrzysz. Mieści się tu kuchnia i jadalnia. Tą drugą szczególnie zainteresowane są małpki, które stadkami pojawiają się w porach posiłków, licząc na solidną porcję bananów ;).
Przy jednej ze ścian stoi ogromny regał z książkami. Wiele z nich jest anglojęzycznych, opisujących lokalną przyrodę, więc warto do nich zajrzeć wieczorową porą. Można wtedy wyłożyć się w jednym z powieszonych hamaków i zrelaksować po długim dniu.
.
.
Na ścianach wiszą oszklone artykuły z wielu gazet z okresu, kiedy sporo pisano o tym miejscu. Wśród nich kilka wydań „Traveller’a”, z różnych krajów, teksty z „National Geographic” i wielu innych. Lekko wypłowiałe przypominają o czasach świetności tego miejsca. Te nie powieszone na ścianach leżą zafoliowane w segregatorach i można je swobodnie przeglądać. Na półkach odznaczają się nagrody od różnych organizacji (także spoza Panamy). Po tych wszystkich elementach widać silną więź właściciela z tym miejscem i jego zaangażowanie w popularyzowanie ekoturystyki.
.
.
A teraz najlepsze – wchodzimy na dach! Wąskimi schodkami, przez właz jak w łodzi podwodnej, trafiamy na wąską przestrzeń okalającą kopułę dawnego radaru. Jest pomalowana na bardzo intensywny, żółty kolor i z lotu ptaka da się ją zauważyć z pewnością z daleka. To miejsce pojawia się najczęściej na zdjęciach. Nic dziwnego – widok stąd jest niesamowity! Na starych fotografiach, wiszących na niższym poziomie, widać przyrodników z lunetami w świetle zachodzącego słońca. Te same krzesła po latach wyglądają ciut gorzej, za to panorama z góry – nadal zapiera dech…
.
.
ŚNIADANIE Z TUKANEM, OBIAD Z LENIWCEM, KOLACJA PRZY KOŁYSANKACH Z DŻUNGLI
.
Ogromną zaletą Canopy Tower jest jej położenie – w samym sercu Parku Narodowego Soberanía, otoczona najlepszymi miejscami do obserwacji ptaków (i nie tylko) w Centralnej Panamie. Przyroda jest tu dosłownie na wyciągnięcie ręki.
Kiedy siadaliśmy do śniadania – za oknem zbiegały się małpki długouszki. Czasami podrzucaliśmy im na sznureczku banana – co one wtedy wyprawiały… Kaja nie mogła oderwać od nich oczu, komentując co chwilę „Ale one słodkie. Ta jedna to mamusia, tu jest tatuś, a tu dzidziuś małpka. One sobie wybierają robaczki, żeby je nie gryzły… Zobaczcie”. Jednego dnia mieliśmy także ogromne szczęście, bo całkiem blisko nas wylądował na drzewie przepiękny tukan!
.
Po śniadaniu warto wybrać się w trasę – np. po drodze gruntowej o nazwie Plantation Road. Przy tej kilkukilometrowej trasie (schodzącej w dół od wieży), przy odrobinie szczęścia można spotkać niezłe perełki – leniwca dwupalczastego, małpki nocne, czy agouti. Jest tu na tyle bezpiecznie, że spokojnie można tu chodzić samodzielnie. Jeśli jednak zależy Ci na zobaczeniu ptaków, które ciężko dostrzec mniej wprawnemu oku – zabierz ze sobą lokalnego birdtwatchera (ma niesamowity wzrok i ogromną wiedzę).
Innymi trasami w okolicy, przy których można lepiej poznać tutejszą przyrodę są: Droga Gambo North, szlak El Charco, droga Pipeline, Metropolitan Natural Park.
.
.
DLA KOGO?
.
Canopy Tower było naszym domem przez ostatnie 3 noce, spędzone w Panamie. Nie jest to zdecydowanie luksusowy hotel, przygotowany na turystów szukających relaksu wśród palm.
Jeszcze przed wjazdem na gruntową drogę dojazdową wita nas napis „Canopy Tower – Happy Birding”. Rzeczywiście, najczęściej pojawiają się tu birdwatcherzy i miłośnicy fotografii przyrodniczej, bo są tu stworzone dla nich doskonałe warunki (poza nami, przyjechał tu na kilka tygodni pewien lekarz z Puerto Rico, który o tutejszych ptakach wiedział wszystko). Jednak pomimo tego, że Canopy Tower może kojarzyć się z typami w zielonych kamizelkach z milionem kieszonek, obwieszonymi lornetkami i obiektywami – spodoba się także poszukiwaczom klimatycznych miejsc, ciszy, spokoju i przyrody. Ładnych widoków także – bo to co można wypatrzyć z dachu wieży… to prawdziwy kosmos! Panorama Panama City, ptaki w koronach drzew, wzgórza, kryjące się pod liśćmi leniwce… Wschody i zachody! Nawet jeśli nie jesteś fotografem – możesz usiąść z książką albo wyłożyć się w hamaku i od czasu do czasu zerkać co nowego na horyzoncie.
Warto jednak przemyśleć wybranie się do Canopy Tower, jeśli podróżujecie z mniejszymi dziećmi (chyba, że cieszy je podpatrywanie ptaków, ssaków i długie marsze po lesie). To rezerwat przyrody, więc odpadają głośne zabawy. Cały budynek jest dosyć mocno otwarty na las – okna są duże i nisko osadzone, a przestrzeń na dachu zabezpieczona cienką barierką (istnieje ryzyko wypadnięcia).
Dawny radar jest niepowtarzalnym miejscem, ale przy tym nie tanim, co z pewnością będzie ograniczeniem dla budżetowych podróżników.
.
.
Zanim dotarliśmy do Canopy Tower, robiliśmy w Panamie najróżniejsze rzeczy. Spacerowaliśmy po górach, pływaliśmy w oceanie, jeździliśmy konno, maszerowaliśmy po dżungli i motylim raju. Co nas jednak zaskoczyło – to właśnie stąd Kaja nie chciała wracać! Tak zakochała się w tym miejscu, że o nie pyta najczęściej po powrocie do Polski (mimo, że tak uwielbia wodę, że nie wychodziła by z niej najchętniej). Jeśli kochacie przyrodę i nietypowe miejsca z historią – pomyślcie o dodaniu tego do swojej trasy podróży (choćby na jedną noc). Dla „ptasiarzy” jest to wręcz punkt obowiązkowy!
Więcej szczegółów znajdziecie TUTAJ.
.
Jeśli spodobał Ci się ten tekst – będzie nam piekielnie miło jeśli udostępnisz go swoim znajomym. Odwiedź także nasz fanpage, na którym codziennie publikujemy zdjęcia z naszych bliższych i dalszych podróży.
9 komentarzy
Nie dość, że PRZEcudowne zdjęcia to jeszcze intrygujące miejsce. Takie budynki z historią szczególnie do mnie przemawiają, a jak są tam dodatkowo taaaakie widoki to już w ogóle!
Nas najpierw urzekło samo miejsce (polecano je na zagranicznych forach ze względu na przyrodę – głównie ptaki), a jak tylko dotarliśmy na miejsce – koniecznie chcieliśmy poznać jego historię :). Wyobrażaliśmy sobie jak tu było kilkadziesiąt lat temu i w dniu, w którym obecny właściciel zastał budynek bo wielu latach od zamknięcia radaru. Widoki i zwierzaki – bajka…
Piękne pod kątem przyrodniczym fotografie. Urzekły mnie koliberki najbardziej, tym bardziej, że moje logo blogowe jest takim kolibrem inspirowane. Jak Wy dźwigacie ten sprzęt fotograficzny;) Zapraszam oczywiście tez do mnie po inspiracje podróżniczo – fotograficzne:) Pozdrawiam.Martyna:)
Kolibry są przecudowne i świetnie się je fotografuje :). Ameryka Środkowa jest rajem dla pasjonatów ptasiej, jak i generalnie przyrodniczej fotografii. Gorąco polecamy :].
Fantastyczne miejsce!!
Plażowicze mogą być zawiedzeni ;), ale każdy miłośnik przyrody będzie piał z zachwytu!
Zachwycające miejsce i cudowne zdjęcia pierzastych 🙂
Dziękujemy bardzo za te miłe słowa :). Pozdrawiamy!
frhgas