Jednego dnia zimno było, drugiego zimniej, a potem jeszcze zimniej. Później przybiegły upały – całe 0 stopni i nawet auto się udawało odpalić bez solówki na zapłonie. Ale stało się nieuniknione i na nic się zdał spray z marketu na zmrożone szyby. Każdy skrawek ziemi, każde źdźbło trawy i nawoskowaną maskę auta pokryła ta złowroga, biała substancja.
Jedno spojrzenie na termometr i okazuje się, że tej temperatury co zapanowała, on nie obsługuje. To zlodowacenie, co wytłukło brontozaury, tyranozaury i ich kumpli – to był lajcik…
Teraz to nie ma śmiacia… Piekło zamarzło!