Home Afryka 6 dni w Maroko z małym dzieckiem

6 dni w Maroko z małym dzieckiem

Autor Kamila Budrewicz
Marzy Ci się egzotyka? Oglądasz programy podróżnicze, ale uważasz, że takie wyjazdy są zupełnie poza Twoim zasięgiem? Chciałbyś polecieć w cudowne miejsce, ale nie wysiedzisz w samolocie dłużej niż 6 godzin? Albo lepiej- te 6 godzin w „latającej puszce” spędzisz ze swoim potomstwem- i to jeszcze bardziej Cie stresuje? Jeśli, którakolwiek z obaw zatrzymuje Cię przed odkrywaniem świata – Maroko jest idealnym miejscem dla Ciebie!

.

POCZĄTEK WIELKIEJ MIŁOŚCI

.

Poprzednim razem w Maroko byliśmy w zasadzie przejazdem (w 2011 roku)- był to jeden z odcinków rajdu terenowego, w którym braliśmy udział (z Budapesztu do Bamako w Mali)- kilkudniowa niesamowita trasa zakończona utopieniem w oceanie naszego pojazdu (nie było to bynajmniej celowe). Przygoda…- trochę dobrych, trochę gorszych wspomnień. Trasa z hiszpańskiej Tarify promem do Tangeru , później przez Khenifrę,  Ourzazate,  Agadir, Sidi Ifni (piękna Legzira, którą  zdążyliśmy jedynie zobaczyć z góry)… i przez Atlas w stronę Western Sahary. Było spanie w namiotach w zimnych górach i na pustyni, prysznice w męskiej łaźni i nocne przeprawy przez góry Atlas (możecie dowiedzieć się więcej o niej TUTAJ).

.

NASZ DRUGI RAZ- BO WARTO JEST WRACAĆ

.

Tym razem chcieliśmy zobaczyć przynajmniej fragment tego, czego nie udało nam się w trakcie naszego pospiesznego przejazdu, w stronę  Mali i Senegalu.  Do tego- to miał być pierwszy raz Kai na afrykańskiej ziemi, pierwszy raz w samolocie i najdalej, jak dotąd, od domu. Mieliśmy trochę obaw związanych z tym, jak 20to miesięcznemu maluchowi przypadną do gustu orientalne smaki, jak zniesie podróż, co z kwestią wyposażenia aut na miejscu (fotelik dla malucha) itd) – ale przede wszystkim chcieliśmy, żeby Maroko zachwyciło ją tak jak nas, w trakcie naszego krótkiego pierwszego razu. Wydawać by się mogło, że taki maluch nic nie zapamięta i nie wyniesie z takiego wyjazdu – i tu ogromne zaskoczenie. Wiele miesięcy po powrocie wracała do nas ze wspomnieniami, które nas mocno zaskakiwały.

Ale do rzeczy. Nasz drugi raz z Maroko był całkowicie spontaniczny i pospiesznie organizowany. Kilka dni po podjęciu decyzji siedzimy w samolocie do Agadiru- bez wielkiego planu, z zakupioną mapą drogową, zapasem mleka dla niemowląt, dwoma pluszakami i toną foto gratów (jak na prawdziwych foto-zboków przystało).  Kaja znalazła sobie najlepszy fotel w całym samolocie- brzuch taty.  Przespała na nim twardo 4/5 lotu, co ułatwiło nam start na miejscu (entuzjazmu nie podzielał jednak kręgosłup taty-Smoka;).

na_lotnisku

pierwszy lot Śmiejek ma za sobą – maszyna wylądowała na lotnisku w Agadirze więc przygodę można zaczynać!

.

POPULARNY KURORT OD ŚRODKA czyli AGADIR W 3 DNI

.

Wcześniej w pędzie- tym razem dajemy szansę miastu, z jednej strony- trochę zadeptanym przez masową turystykę (chociaż w marcu nie odczuliśmy tego na własnej skórze), z drugiej- pełne niespodzianek, w wielu miejscach autentyczne i mocno zaskakujące. Postanowiliśmy na spokojnie, zanim wyruszymy wgłąb kraju- poznać je bliżej po naszemu. Kaja miała niecałe dwa latka, więc mocno pomocna okazała się spacerówka- taki maluch wielu godzin na nóżkach raczej nie wytrzyma, pomimo pauz i licznych atrakcji to tu, to tam. Polecamy także komunikację miejską, która działa tutaj całkiem sprawnie i dociera do wszystkich strategicznych miejsc (autobusy pojawiają się co kilka minut i są całkiem tanie).

Wykorzystujemy więc  czas, który mamy tu na miejscu najlepiej jak możemy (przeplatając go drzemkami Kai w najdziwniejszych miejscach i pozycjach 😉 (znów brzuch i kręgosłup taty miał przerąbane 😉 Dokładniej o tym, gdzie trafiliśmy i co naszym subiektywnym zdaniem warto zobaczyć i sfotografować na miejscu (mając na to kilka dni)  – w osobnym wpisie.

Tymczasem w „paru” ujęciach- Spiekua rodzinka w marokańskim mieście:

.

Agadir+rano

AGADIR O ŚWICIE

marina w Agadirze

Marina w Agadirze niczym nie przypomina pozostałej części miasta, próżno tu szukać klasycznych zabudowań kojarzonych z typowych fotografii Maroka – to nowoczesne miejsce wygląda zupełnie jak jedna z dzielnic europejskiego kurortu, a przy chodnikach można natrafić na takie kosmiczne wynalazki jak ten skutero-bolid 😉

DSC_5210 targowisko w Agadirze DSC_5495marina w AgadirzeDSC_5480 plaża w Agadirze Mewa+w+porcieDSC_5454 porta w AgadirzeDSC_5597DSC_5559

.

 SPIEKUA GROMADKA W CZERWONYM MIEŚCIE

.

W lokalnej wypożyczalni samochodów stajemy się tymczasowymi posiadaczami białej limuzyny (Dacia Logan)- mocne 40 koni pod maską pozwala nam wjechać nawet na autostradę. Trudno tu liczyć na porządniejsze foteliki samochodowe (mieliśmy wrażenie, że są w nie auta doposażane jedynie dla lepszego samopoczucia klienta). Połączenie drogowe między Agadirem a Marrakeszem jest całkiem niezłe (pomijając sam wyjazd z miasta)- jeśli chce się tam dotrzeć w miarę szybko (chociaż w tym wypadku mniej widokowo)- autostrada jest dodatkowo płatna, ale bardzo dobrej jakości. Niby nie można się zatrzymywać na niej gdzie popadnie, co jest akurat łatwiejsze na lokalnych drożynkach, natomiast w kilku miejscach pas awaryjny mocno kusi i ciężko się nie oprzeć pokusie postojów na pospieszne zdjęcia (ale oczywiście nie powinniście tego robić ;p)

Mając w planie poruszanie się własnym autem po Maroku warto przed trasą załadować mapy googla w swoim smartfonie (tak aby nie być uzależnionym od sieci a jedynie  korzystać z GPS), który może doskonale posłużyć za nawigacje. Oczywiście jak najbardziej wskazane są mapy papierowe- z tymi dostępnymi ( i w miarę aktualnymi) na „typowe” nawigacje może być niełatwo).

.DSC_5742

.

I tak oto całkiem sympatycznie docieramy sobie do Marrakeszu- drugiego co do wielkości miasta w Maroko. Znalezienie miejsca na cały dzień dla samochodu było dla nas sporym wyzwaniem. Jak już jednak się to udało- porzuciliśmy naszego blaszaka do późnej nocy. Wszędzie w zasadzie można dotrzeć pieszo (do większości atrakcji)- zwłaszcza na południe i północ od placu Dżami al-Fana. To bezwzględnie przepiękne miejsce! Niesamowicie barwne- trochę przypomina nam indyjskie targi, tęcza bije z przypraw na często spotykanych straganach i w licznych zakamarkach, ale to co rzuca się na pierwszy plan to czerwienie i pomarańcze, które w zależności od pory dnia przybierają różne odcienie.

Wejście do okolonej murami medyny jest jak przejście to zaklętego labiryntu! Tu się naprawdę można zgubić i gdyby nie dobrze zorientowany w terenie Smok – znaleźli by mnie tutaj pewnie błądzącą po tygodniu (ci, którzy znają moją niebywałą orientację w terenie – potwierdzą;) Wrócimy tu z pewnością z trochę starszą Kają – te przejścia, uliczki i dziesiątki tuneli będą dla niej jak wejście do magicznego świata! (Ze względu na wiele godzin spędzanych na nogach- posiłkowaliśmy się w tym wypadku spacerówką – przy 20to miesięcznym dziecku to ratuje z opresji).

Czas leci tu bardzo szybko- bo naprawdę jest tu co robić. Zdecydowanie 1 dzień tu to za mało. Pozostanie na słynnym placu Dżami al-Fana po zachodzie słońca jest obowiązkowe! Dźwięki najdziwniejszych instrumentów i zapachy z grilli czy innych gar-kuchni- wprowadzają nas w inny stan. Byliśmy tu tak długo, aż Kaja dobrze się bawiła i nie była senna. A to wszystko co się działo wokół było w jej wypadku bardzo pomocne. Jest tu wiele stoisk ze świeżo wyciskanymi sokami i potrawami niezbyt pikantnymi, bezpiecznymi i smakującymi dziecku. Oczywiście idealne do przekąszenia w międzyczasie są małe, słodkie banany. Mocno chciałam ograniczyć ilość zdjęć z tego miejsca, ale…  naprawdę do 4 szt się nie dało ;] Oto skrawek tego co czeka Was w Marrakeszu:

.

DSC_5907 DSC_5957 DSC_5958DSC_5944 DSC_5945 DSC_6028 Medyna Medyna2 Medyna3 Medyna4 ZabudowaniaDSC_6012 DSC_6056 DSC_6058

.

TAJEMNICZA LEGZIRA I HISTORIA JEDNEGO AUTOSTOPOWICZA

.

Następnego dnia startujemy w trasę do miejsca, wktórym spędziliśy zaledwie kilka godzin w czasie naszej rajdowej przeprawy przez Maroko- w okolice miasteczka Sidi Ifni – na plażę Legzirę. od Agadiru jedzie się tam w stronę Tiznit- jadąc przez małe miasteczko Mirhleft od którego do celu dzieli nas jakieś 20 km. I tutaj na piaszczystej i wyboistej drodze, zupełnie po środku niczego zatrzymuje nas autostopowicz. Bierzemy go na pokład 😉
Autostopowicz: – Myślałem, że jesteście z Niemiec.
Smok żartuje: – No coś Ty- Niemiec by Cię nie zabrał.
Autostopowicz: – Yyy… ja jestem Niemcem.
My <skrzywione miny- trochę nam głupio- obracamy temat w żart>.
Opowiada nam o swojej drodze, którą rozpoczął 3 miesiące temu- wsiadając do pierwszego zatrzymanego samochodu w swoim Kraju. I tak oto w bardzo wolnym tempie przemierza sobie kolejne kraje- czasami zatrzymując się gdzieś na dłużej. Chce dotrzeć w rejony Western Sahary i tam zakończyć swoją podróż. Ciekawe spotkanie i rozmowa.
W międzyczasie Kaja oblała wodą siebie i swój prowizoryczny fotelik – w związku z czym jechała sobie kulturalnie mi na kolanach (pusta piaszczysta droga – prędkość ok 30km/h- uznaliśmy, że na tak bezpiecznym kawałku fotelik może sobie podeschnąć) Z przodu z kolei- nasz pasażer bez pasów. I… ponownie – nie wiadomo skąd- marokańska policja! Machają nam miło odpowiednim znaczkiem i zatrzymujemy się na tej ledwo widocznej na mapach drodze. Nie ma dyskusji- Mandat! I to nie za dziecko bez fotelika czy mamę bez pasów. Tylne siedzenie nie ma znaczenia. Natomiast to co się dzieje na przednich siedzeniach – to jest kluczowe a złamany zasady stwarzają niesamowite niebezpieczeństwo! Zero dyskusji (chociaż Smok akurat średnio dyskutował- bo ekipa wyłącznie francuskojęzyczna). Dzięki znajomości francuskiego – nasz Autostopowicz zbił kwotę do minimum, dostajemy pamiątkowy kwitek i docieramy do wymarzonego miejsca, gdzie żegnamy się z towarzyszem naszej krótkiej drogi.
To wyjątkowo „fotogeniczne” miejsce- niesamowite przyrodniczo. Ciągnie się przez ok 5 kilometrów a czerwone łuki skalne przecinają ją w kilku miejscach. Długo by pisać- to trzeba zobaczyć na żywo! Dlatego musieliśmy tu wrócić. 4 lata temu było tu całkiem spokojnie – tym razem wielometrowe fale obijały się o skały praktycznie uniemożliwiając nam poruszanie się (zwłaszcza z małym dzieckiem). Czekaliśmy więc na odpowiedni moment i hop hop po skałkach. I tak do przodu. Nie wiem czy to pora roku, czy ten przypływa i fale – byliśmy tam w zasadzie sami (jedna para wracała w stronę parkingu). Jak słońce było już poniżej linii horyzontu- było słychać tylko nas i szum oceanu.

.

%C5%81uk+skalnyDSC_5769 Legzira%C5%81uk+skalny2 2ooo DSC_5783 DSC_5794 DSC_5855

.

KONIEC KOŃCÓW TRZEBA WRACAĆ

.

Standardowo narzekamy sobie dlaczego tak krótko, dyskutujemy o tym co następnym razem itd. I tu taka ciekawa impreza nam się trafiła przypadkowo na koniec- Rajd Enduro d’Agadir 2014 !! Udało nam się podejrzeć zmagania na jednym z etapów.

27 36 47.
Jeśli możecie „wyrwać się” z pracy czy z domu na kilka dni i szukacie czegoś bardziej „egzotycznego” a zarazem nie dewastującego zawartości portfela – mocno polecamy ten kierunek. Nie trzeba koniecznie zjeździć wszystkich miast i miasteczek żeby poczuć „ten klimat”- wszystko jak zwykle zależy od czasu i możliwości.

Na własnym przykładzie wiemy, że dobrze się wraca i poznaje, nawet te same miejsca, na nowo. Maroko tak mocno nas w sobie rozkochało, że z pewnością wrócimy tu jeszcze nie jeden raz!

 

Może Ci się także spodobać

2 komentarze

Pawel | dziennikipodrozne 30 stycznia 2017 at 11:23

Macie niesamowite zdjęcia na Waszym blogu! Łuki na plaży w Legzirze robią niesamowite wrażenie – a właściwie to robiły, bo jeden z nich się zawalił w tamtym roku…

Reply
devil 1 lutego 2017 at 21:18

Niestety 🙁 Jak się okazuje, nawet takie cuda natury, nie są wieczne… Dobrze, że mieliśmy szansę go zobaczyć po raz ostatni. Samo miejsce cudowne, więc zdjęcia same się robiły ;). Pozdrawiamy.

Reply

Zostaw komentarz